piątek, 30 grudnia 2016

Goodbye 2016!

Kończy się grudzień, jutro ostatni dzień starego, 2016 roku. Rok pełen zmian, nowych doświadczeń, przeżyć. Jest wiele dobrych, pozytywnych chwil, jednak - jak to w życiu bywa - nie obyło się również bez rozczarowań i gorszych dni. 
Styczeń, zaczął się miło. Tydzień z moim mężczyzną pozwolił zapomnieć o tym, że nie będę już pracować w najfajniejszym miejscu do jakiego tylko mogłam trafić na wsi - w bibliotece. 
To również miesiąc mistrzostw Europy w piłce ręcznej. Dla nas nie do końca udane, jednak mimo wszystko grane z sercem, do ostatnich minut. I za to bardzo dziękujemy, nawet jeśli nie udało się zdobyć tytułu.
Później nadszedł cięższy okres, ponad trzy miesiące bez pracy i dopiero druga połowa kwietnia przyniosła przełom w tej kwestii. Praca ta do najciekawszych nie należała, powiedziałabym nawet, że nie wiem czy można robić coś jeszcze bardziej nudnego niż kopiowanie tabelek...jednak była, bez dojazdów, tracenia dodatkowego czasu i udało się odłożyć parę groszy. Nie wspominając o kolejnym miejscu, które będzie można dopisać w niezbyt jeszcze bogatym CV.
Maj przyniósł derby Tarnowa oraz kilka innych meczów, na których miałam okazję być. Pod koniec miesiąca zrobiło się nerwowo, Unia przegrała ostatnie spotkanie, jednak na urodziny dostałam chyba najlepszy prezent jaki tylko mogłam sobie w tamtej chwili wymarzyć - pozostanie w nowej, zreformowanej III lidze piłkarskiej.
Maj to też, niestety, pewna tragedia. Wypadek, długie dni oczekiwania na pozytywne wiadomości, dni, w których cały żużlowy świat wstrzymał oddech. Dobre wiadomości niestety nie nadeszły...
Początek czerwca i moje urodziny to również pewnego rodzaju piknik. Oficjalnie na dzień dziecka, ale w praktyce sami górnicy tam się spotykają, a dzieci można na palcach rąk policzyć. Posiedzieliśmy, nawet trochę potańczyliśmy. Malownicze miejsce, fajna atmosfera....

Przechodząc do czerwca nie mogę oczywiście zapomnieć o Euro 2016! Fenomenalne występy polskiej reprezentacji. mecze, przy których z pewnością nie tylko ja miałam łzy w oczach, karne, które przyprawiały ręce o drżenie. I zły dzień dla Kuby, który nawet mimo tego niestrzelonego karnego dalej jest bohaterem.
Lato było... no cóż. Z jednej strony szczęście, wielkie szczęście, jednak przeplatało się z bólem, łzami i pretensjami. Długo wierzyłam, że się wszystko ułoży, że wystarczy poczekać, pokombinować, spróbować... Jednak powoli, leniwie przyczłapał sierpień i serducho pękło. To, w co wierzyłam zniknęło, rozpłynęło się w jednej chwili, w kilku słowach, których nie spodziewałabym się za nic na świecie. A jednak padły. I rozpoczął się bardzo ciężki okres. Czas, w którym nie mogłam spać, mało jadłam, brałam aparat i szłam na długi czas na pola czy do lasu, ale nie miałam nawet ochoty go włączać żeby zrobić jakieś zdjęcia. Nie miałam siły na nic.
We wrześniu bawiłam się na Azoty Tone Festiwal w Tarnowie. Deszcz, burza nawet. Przemarznięcie do szpiku kości, ale było warto. LemOn, Wilki i nie tylko... powtórzyłabym!
Później, w październiku, dostaliśmy zaproszenie na ślub mojej kuzynki i było to nasze pierwsze oficjalne wyjście na imprezę do rodziny z mojej strony. Strasznie się bałam tych dwóch tygodni urlopu mojego mężczyzny, bo to był i dla mnie i dla niego ciężki czas. Wyszło...chyba dobrze. Na weselu bawiliśmy się świetnie, później były wspólne dni, chodzenie na grzyby i grzanie się przy kominie kiedy za oknem lało i wiało. Trochę się poukładało.
A szybko przyszła połowa listopada i przeprowadzka. Miało to wyglądać inaczej ale...informacje w związkach zawodowych rozchodzą się tak "szybko", że dowiedzieliśmy się o imprezie barbórkowej trzy dni wcześniej. Pojechałam, zaczęliśmy załatwiać sprawy mniej lub bardziej ważne...i tak już zostałam.
Minął listopad, przyszedł grudzień. Barbórka, nasza czwarta wspólna, kościół, impreza po mszy. Trzy dni później koncert - Grand Magus i Amon Amarth. Taki mój pierwszy. Owszem, bywałam już na większych koncertach, jednak ten był taki typowo rockowo-metalowy. Ostry, głośny. I na pewno nie ostatni!
A później... święta, Nasze pierwsze wspólne. Niestety nie mogliśmy być w tym dniu sami, choć chcieliśmy... I na takie wymarzone święta trzeba będzie czekać do przyszłego roku, bo na pewno się nigdzie nie wybierzemy. 
A teraz? Jest spokojnie. Ledwo zjedliśmy obiad, a mój pracuś zasnął. Wstawanie po 4 męczy, ale wolny weekend i Sylwester, więc sobie odpocznie. A później nieznane - nowa kopalnia, nowe obowiązki.
Taki był ten rok. Dobre chwile przeplatały się z tymi złymi i ciężko mi powiedzieć, których było więcej. 
Jaki będzie 2017?
Mam nadzieję, że pozytywów będzie o wiele więcej niż w tym. Nowe miejsce, nowy start... Ciekawa jestem, jak to wszystko się potoczy. 


Szczęśliwego Nowego Roku Kochani!

czwartek, 15 grudnia 2016

Raz lepiej, raz gorzej - grudniowe rozważania.

Grudzień... Co tu dużo mówić, miał być inny.
Zaczął się - zgodnie z moim życzeniem - bardzo pozytywnie i mam wielką nadzieję, że równie pozytywnie się zakończy mimo chwilowych, ale mocnych zawirowań, W końcu pomarzyć można, prawda? ;)
Początek miesiąca to nasza czwarta już wspólna Barbórka. Pierwszy raz w nowym kościele i jakoś szczególnie nim zachwycona nie jestem... Zdecydowanie wolę te stare, wiekowe świątynie niż nowoczesne wnętrza z XX czy XXI wieku. I niestety nie udało się trafić na orkiestrę - właściwie to poza dwójką z którą byłam nie widziałam żadnych górników w mundurach nie licząc tych ze sztandarami przy ołtarzu. Tak więc zabrzańska Barbórka zdecydowanie chowa się przed poprzednimi świętowanymi w Knurowie.
Później tradycyjnie już, barbórkowy wieczór u znajomych. W tym roku w nieco większym gronie niż zwykle i trochę z dziewczynami poszalałyśmy... Trochę aż za bardzo, ale na szczęście na drugi dzień było już zdecydowanie lepiej i ku mej wielkiej radości ominął mnie kac. 
Niestety tuż za rogiem czaiło się już paskudne choróbsko i dopadło mnie dokładnie wieczorem przed koncertem Amon Amarth i  Grand Magus w Krakowie. 
Udało nam się tuż przed wyjazdem dogadać z kierowcą i nie musieliśmy się tłuc busami z milionem przesiadek w środku nocy, za co będę dozgonnie wdzięczna siłom wyższym bo nie wiem jak bym wytrwała całonocną podróż z takim mega katarem, gorączką, kaszlem i bólem gardła. Jakby tego było mało to gdzieś w połowie głównego koncertu słabo mi się zrobiło i jakby nie słup koło którego staliśmy w klubie to mogło być nieciekawie... Jednak mimo tego wieczór był naprawdę udany i w miłym towarzystwie, jedyne czego żałuję to że nie byłam za bardzo w stanie ani krzyczeć ani skakać. :/
A później powrót do - niestety - szarej codzienności. Zawirowania kopalniane nie wpływają dobrze na nasze życie, ale nie można przecież wymagać, że będzie cicho i spokojnie, kiedy rząd robi takie cyrki i planuje zamknąć jedną z lepszych kopalni w okolicy bo ktoś tam sobie popierniczył papierki i podaje do wiadomości zupełnie inne dane o zadłużeniach, wydobyciu i sprzedaży węgla. Oczywiście dane nieprawdziwe na niekorzyść kopani, no bo jak mogłoby być inaczej?
I oczywiście wszystko wina PO i Unii Europejskiej...
Standardy opieki okołoporodowej to też wina PO i Unii, że trzeba je zmieniać? Kasować? No kurcze... Przecież to profesor Religa i rząd PiS nad nimi pracował, więc o co teraz, do cholery, chodzi?!
Kiedyś, dawno temu, obiecałam sobie, że polityki na tym blogu nie będzie, bo klawiatury szkoda, ale to co się teraz dzieje to jakaś kpina z narodu jest. A ludzie dalej ślepo w to wierzą i sondaże utrzymują się mniej więcej na podobnym poziomie, albo nie wiem gdzie oni te badania robią skoro każdy dookoła psioczy na coraz gorszą sytuację a poparcie i tak jest. Uciekać stąd trzeba czy jak...?
Albo na ulice. Wszyscy. Górnicy, nauczyciele, rolnicy (bo też od stycznia wprowadzają im jakieś idiotyczne przepisy dotyczące hodowli zwierząt), kobiety, którym odbiera się podstawowe prawa.


Ah, no i oczywiście jak to ja, post kilka dni pisałam, więc muszę na koniec dodać, że jest już lepiej, mój mężczyzna złożył podanie na inną kopalnię i jest bardzo duża szansa, że się tam dostanie, blisko od domu, dobry dojazd, więc wszystko się układa, przynajmniej u nas...bo w kraju jak widać... I na próżno czekać na jakieś wiadomości na ten temat w publicznej propagandzie. ;)

sobota, 3 grudnia 2016

Halo halo! Nadajemy LBA! :D

Beng beng, mamy pierwszy śląski post! Internetu dalej nie ma, ciągniemy na mobilnym z telefonu, ale za to jest laptop, pełna klawiatura, więc można się porządnie rozpisać i nie irytować, że podpowiedzi na tablecie znów wypisują głupoty, przez jedną literówkę zamieniają słowa i nie wiadomo o co w zdaniu chodzi.
Ogólnie mówiąc to u mnie cisza, spokój... Łażę sobie trochę po mieście, gotuję, sprzątam... Ogarniam, żeby zaczęło to wyglądać jak mieszkanie, a nie jeden wielki plac budowy. :P
A w międzyczasie złapałam chwilę, żeby odpowiedzieć na pytania, które przyleciały do mnie z bloga Myśli Nieskrywane

1. Co Cię przyciągnęło na złą ;) drogę blogosfery?
Chyba dużo się z prawdą nie minę, jeśli napiszę, że wkurzające, spamerskie komentarze. Pierwszy w mojej "internetowej karierze" był fotoblog w nieistniejącym już serwisie. Wstawiałam zdjęcia, z każdym kolejnym wpisem dodawałam więcej tekstu, aż obrazek stał się tylko dodatkiem do treści pisanej, a nie odwrotnie - jak na początku. Niestety w takich miejscach mało kto patrzy na więcej niż zdjęcia, dlatego w komentarzach nie pojawiało się więcej niż "ładne zdjęcie, zapraszam do mnie". Nie czarujmy się, nikt tam nawet moich wypocin nie czytał, dlatego po jakimś czasie założyłam pierwszego bloga, gdzie tylko pisałam. I blogowanie w takiej formie podoba mi się najbardziej.

2. Marzenia twarde, marzenia miękkie, marzenia al-dente. Najskrytszymi nikt nie chce się dzielić - to może jakie masz mniejsze, albo większe, bieżące marzenie?
Pierwsze co mi przyszło do głowy jest takie przyziemne - znalezienie fajnej pracy w nowym miejscu. Takiej, która by mnie cieszyła, do której nie musiałabym się zmuszać, bo przecież potrzebujemy kasy. 

3. Boże Narodzenie śnieżne po pas czy... bure i mokre?
Śnieżne, zdecydowanie! W czwartek tu było tak pięknie biało, gruba, śnieżna kołderka... Coś pięknego! Miałam nadzieję, że śnieg poleży dłużej, ale już dziś tylko resztki. Czekam na więcej zimy w tym roku, prawdziwej zimy!

4. Na randce grać pozory czy być sobą?
Być sobą. Jeśli coś ma być, to będzie, a jeśli nie, to nie ma sensu się rozczarowywać po kilku spotkaniach, że coś tam nie pasuje, coś jest inne, niż na początku. A udawać całe życie... bez sensu.

5. Twój sposób na stres?
Kiedyś bym napisała, że spacer z aparatem, ale od kiedy tu jestem nie robiłam jeszcze wcaaaale zdjęć. :/ Czas najwyższy nadrobić! Szydełkowanie też jest ok, jak zaczynam się skupiać i liczyć te oczka, słupki, pikotki, to muszę być spokojna żeby się nie pomylić, bo nie wyjdzie równo.

6. Sposób na jesienną chandrę oprócz picia? ;)
Fajna książka, ciepły kocyk, kakao albo herbata, świeczki zapachowe. Lubię jesień. ;)

7. Obecnie promuje się sporty ekstremalne do tego stopnia, że jeśli ich nie uprawiasz to nie istniejesz. Naprawdę każdy musi "zaistnieć", by uznać, że żyje?
Zawsze uważałam robienie czegoś pod publikę za idiotyczne. Jeśli ktoś nie lubi tego typu sportów, to po co się w to bawić, ryzykować zdrowie nie czując się na siłach?

8. Twoja znienawidzona piosenka to...?
Od tegorocznych dożynek mam tej nuty powyżej uszu. Był "zespół", który non stop grał tę piosenkę, bo córka jednego z nich ma na imię Aleksandra i była na sali. :/
Raczej nie mam więcej znienawidzonych, bo po prostu jak nie lubię to klikam dalej i po problemie. :P

9. Czy wydarzyło się w Twoim życiu coś, co dla większości jest nieistotne a Tobie sprawiło ogromną radość?
Był taki mały konkurs... Nie wygrałam go co prawda, ale dostałam nagrodę książkową jako jedna z 30 osób wyróżnionych. Dla mnie to było super, a nikt by się pewnie tym nie przejął, jeszcze by pewnie marudzili pod nosem, że pisanie to strata czasu.

10. Postęp technologiczny strasznie gna. A Ty powiedziałeś/aś sobie kiedyś "dość" wiedząc, że więcej Ci nie potrzeba?
Mimo, że do średniej poszłam na informatykę i wciąż myślę o kierunku studiów z tym związanym to nie mam jakiegoś takiego parcia na kupowanie nowości. Laptopa kupiłam rok temu, faktycznie trochę wydałam, ale z myślą o kursach graficznych, ogólnie grafice, więc musiała być dobra karta. Telefon mam co prawda dotykowy, ale używany, za cenę dwucyfrową. Tablet mamy, ale tylko dlatego, że Narzeczony dostał go od operatora, a odkąd mieszkamy razem zdarza mi się go używać. Do tego w przyszłości drukarka, też z wyższej półki, żebym sobie mogła zdjęcia na foto papierze drukować... I to w zasadzie tyle, więcej mi do szczęścia potrzebne nie jest. 

11. Donald Trump przekazuje Ci cały swój majątek. Co z nim robisz? Pomnażasz, sprzedajesz, rozdajesz wszystko...?
Najpierw kredyt spłacę, wyremontuję sobie kuchnię marzeń. Później pojadę na wycieczkę do Norwegii, na Islandię, zabronię Narzeczonemu pod ziemię zjeżdżać i nie będzie się mógł już więcej brakiem kasy wykręcać. Część na lokaty, żeby nasze dzieciaki nie musiały się zastanawiać czy praca, czy jednak dadzą radę na studia, a resztę na różnego rodzaju fundacje - w końcu jest tyyylu potrzebujących, zwłaszcza dzieci. :(


Za nominację serdecznie dziękuję i... nie nominuję nikogo, bo to już taka mała tradycja u mnie, a poza tym muszę jeszcze ogarnąć parę rzeczy na jutrzejszą Barbórkę.
Trzymajcie się ciepło! :)