Nie, nie będzie o myszkach, ani tym bardziej o narkotykach popularnie określanych tym mianem. O czym więc? O...niciach! ;-)
No, może nie tak dokładnie o nich, bo czym sobie zasłużyła ta mała, biała szpulka na to, żeby całą notkę naskrobać? Ale od nici właśnie zaczyna się.
Już dawno, bo na początku listopada, podczas czekania na godzinę wyznaczoną w Urzędzie Pracy zrobiłam mały maraton po sklepach. Wpadło kilka potrzebnych rzeczy, mały prezencik mikołajkowy dla K., ale to, czego najbardziej szukałam to bawełniane nici. Miały być białe i to mój jedyny warunek.
Rundę zaczęłam od Biedronki, bo jest ostatnim sklepem w rzędzie, potem miałam się cofać w kierunku Urzędu i postoju busów. Nie nastawiałam się, że w tym akurat sklepie znajdę coś takiego jak nici, ale jednak zawsze warto sprawdzić, czy są jakieś nowe książki w atrakcyjnych cenach. ;-)
Następnie dwa budynki to delikatesy, skąd wyszłam z pustymi rękoma, bo niby działy takie mają, ale o niciach nikt nie słyszał. Dwie hurtownie, w jednej owszem, nici mieli, wszystkie kolory tęczy, ale białych niestety nie. Moje poszukiwania nie zakończyły się również w starym chińskim markecie, ani w sklepie z serii 'wszystko po 4zł', gdzie białe nici owszem, były, ale ta szpulka jakaś taka mała się wydawała, w dodatku w komplecie z innymi kolorami, a tych na razie nie potrzebowałam. Zrezygnowałam więc, bo jeszcze trzy sklepy przede mną, znajdę na pewno - myślę i wychodząc dziękuję za pomoc. Wybredny klient ze mnie, wiem. ;-)
Pani z pierwszego poinformowała mnie, że owszem, muliny to ona ma, bo na bransoletki dużo osób kupuje, ale nici to zupełnie nie jej bajka, wysyła mnie to sklepu z firankami, zapewnia, że tam będą mieć. I tak miałam tam zajrzeć, bo po drodze, podchodzę więc do drzwi, a tam karteczka, zamknięte, przepraszamy.
Cóż, pozostaje odwiedzić kolejny chiński market. Zadziwia mnie fenomen tego sklepu, Takie małe miasteczko powiatowe, a tych chińczyków niedługo będzie więcej niż spożywczych, właśnie otworzyli trzeci sklep.
Wchodzę, zostawiam zakupy i biorę koszyk. Mijam kolejne półki, patrzę uważnie... Tyle ubrań, materiałów wszelkiego rodzaju, zestaw igieł wypatrzyłam, więc muszą tu gdzieś być i nici! Godzinę prawie tam spędziłam, nie znalazłam. Jako, że ten sklep to moja ostatnia szansa postanowiłam spytać jakiegoś pracownika. Pech chciał, że to godziny, w których kręci się tam najwięcej osób, więc nikt towaru nie układał, nie plątał się między półkami. Podeszłam do kasy, a tam chińczyk prawdziwy, z krwi, kości i skośnych oczu. Uśmiecha się od ucha do ucha, postanawiam więc spróbować szczęścia. Na pytanie, czy mógłby mi pomóc błyskawicznie wychodzi zza lady, uśmiecha się dalej, wiec pytam o te nieszczęsne białe nici.
Patrzy na mnie dziwnie, jakbym go spytała co najmniej o to, czy się ze mną umówi. Oczy takie duże zrobił i widać, że myśli intensywnie. Zniknął między półkami sprawdzając, czy idę za nim, poszłam więc. Zaprowadził mnie do działu z torbami, pokazuje białe, mówię, że nie o to mi chodziło. Idziemy dalej, mijamy spodnie, koszulki i bluzy, buty, koce i ręczniki. Wszystko w białych kolorach, ale nim się zatrzyma i zapyta kiwam głową, że to też nie o to chodzi. W końcu przystaje, widzę, że cały czerwony się robi, nerwowo zerka w stronę regału po prawej, a tam bielizna. Na szczęście nie miałam okazji powiedzieć czegokolwiek, bo w końcu pojawiła się inna sprzedawczyni, na szczęście Polka i szybko nici znalazła. I nie zgadniecie...taaak, nie było białych. Wzięłam więc kremowe takie, w dodatku nie grubsze, bawełniane, a cieniutkie z poliestru. No bo jak tu nie wziąć, skoro miły Chińczyk tak się namęczył, żeby dopasować do jakiegoś towaru słowo 'nici'?
Ale...po co w ogóle te nici?
Zaczęłam szydełkować! Pierwsze próby były na niciach czarnych, bo takich w domu mieliśmy najwięcej szpulek, poza tym jakby brudny pies wpadł do pokoju i porwał szpulkę w zęby a potem ułożył się na podłodze przytrzymując ją łapą... I tak zmieniłaby kolor. ;-)
W końcu postanowiłam zrobić coś większego, nie pruć po kilku centymetrach i okazało się, że w domu nici w kolorze białym owszem, są, ale stare i przebarwione od słońca. Niestety nowych kupić się nie udało, bo te kremowe, które dostałam strasznie ślizgały się po szydełku... Cóż, pewnie kiedyś jeszcze je wykorzystam, ale to jak będę 'level wyżej' w tych robótkach. ;-)
Wzięłam w końcu te stare, trzeba kuć żelazo póki gorące, bo jeszcze by mi chęci na tworzenie przeszły i co wtedy? I tak w kilka wieczorów powstało moje pierwsze dzieło, którego zdjęcie dodaję Wam niżej.
Mam nadzieję, że wkrótce będą kolejne, z mniejszą ilością błędów (których na szczęście na zdjęciu aż tak nie widać, choć spostrzegawcze oko jakiejś szydełkomaniaczki pewnie by je dostrzegło).
Co myślicie?:-)
Tak to jest, kiedy pisze się posty w przypływie jakiejś dziwnej weny, potem kilkanaście czeka na dodanie w kopiach roboczych a niektóre z nich stają się niezbyt aktualne.
Od czasu napisania tego posta zrobiłam już kilka mniejszych, większych, bardziej lub mniej udanych rzeczy. Pokażę je pewnie niedługo, na razie niezbyt mam głowę do fotografowania, więc zostawię z tym jednym zdjęciem. Chciałam się oderwać od tematu kopalń, a tu krzyczą, że z Zabrza transmisja. Włączyłam, no bo jak by inaczej? I po chwili wypatrzyłam! Zresztą jak można nie wypatrzyć, skoro serce podpowiada i oczy automatycznie wędrują w to jedno miejsce, nigdzie indziej... Kilka sekund i obraz zniknął, prezenter powiedział swoje, gdy znów wrócili do transmisji jego nie było... A dla tęskniącego serca każda chwila jest cenna.
Wracam do moich nici, bo serce czeka, a mam zaledwie malutką jego część. W końcu trzeba się czymś zająć.
A zaraz mecz!
Pięknie, masz talent dziewczyno! Ja mam do takich rzeczy dwie lewe ręcę, więc tym bardziej podziwiam rezultaty:).
OdpowiedzUsuńteż tak kiedyś myślałam.. Trzeba próbować:)
UsuńMnie się bardzo podoba. Kiedyś sama szydełkowałam i mam nawet kilka serwetek do tej pory. Zastanawiam się ile umiejętności z tego zostało. Lubiłam szydełkować, robić na drutach, szydełkować, ale mam wadę, że jak już mi coś wychodzi, to zaczyna mnie nudzić. Może kiedyś jako leciwa staruszka (jak dożyję) zasiądę w bujanym fotelu i wrócę do robótek ręcznych.
OdpowiedzUsuńzawsze to jakas alternatywa na długie wieczory:) chyba lepiej sobie przypomnieć niż uczyć od nowa, więc wszystko na dobrej drodze:)
UsuńJa mam szczere chęci by się nauczyć, ale totalnie nie wiem jak się za to zabrać. A Twoje cudo piękne. Jeśli to pierwsze to w ogóle podziwiam :)
OdpowiedzUsuńproponuję znaleźć jakiś prosty wzór, otworzyć objasnienia podstawowych elementów i do dzieła:)
UsuńSzydełkowanie to nie moja bajka (chociaż kto wie, może kiedyś spróbuję), ale bardzo mi się podobają takie robótki :) Twoja wygląda świetnie i czekam na kolejne! A maratonu w poszukiwianiu nici nie zazdroszczę - musiałaś mieć sporo cierpliwości :)
OdpowiedzUsuńdzięki:) może kiedyś spróbujesz.. A jak nie to na pewno znajdziesz inne zajęcie które polubisz:)
UsuńKilka takich zajęć już mam - na nudę narzekać nie mogę :) A szydełkowanie zawsze chętnie podziwiam :)
UsuńJa żadnego błędu nie widzę, masz talent, pięknie :)
OdpowiedzUsuńdzięki:)
UsuńBardzo udane rękodzieło. Ja już nie dziergam, choć muszę przyznać, że to było niezłe ćwiczenie dla oczu. Rzut na szydełko, rzut na telewizor, znów na szydełko itd... Oczy podobno lubią, ja się je ćwiczy w ten sposób:) Ale ja tak mało teraz oglądam, że taką serwetkę robiłabym chyba 3 miesiące. A czytać i dziergać jednocześnie się nie da...
OdpowiedzUsuńpodziwiam tych, którzy potrafią tak mniej uwagi poświęcać na to. Ja to muszę ciągle patrzeć bo mylę od razu.. Ale trening podobno czyni mistrza:)
UsuńBardzo ładnie Ci to wyszło, naprawdę ;) Nigdy nie miałam cierpliwości do takich robótek ;)
OdpowiedzUsuńja wcześniej też, zawsze rzucałam to;)
UsuńU mojej mamy w domu były takie serwetki, nawet nie wiem, czy to jej dziela były. Oczywiście wyglądają uroczo i napewno niektórych bardzo relaksuje ich produkcja :-) A u mnie przeciwnie, właśnie nie znoszę takich czynności z igłą, nicią, drutami czy szydełkiem w roli głównej. Nawet przyszycie zwykłego guzika stanowi dla mnie wyzwanie, do którego psychicznie się przygotowuję ;-)
OdpowiedzUsuńkażdy ma jakieś swoje pasje i rzeczy od ktorych nerwy siadają;)
UsuńBardzo ładna serwetka, dobrze, że ja mam pasmanterie pod nosem bo bym się najadla nerwicy przez te.nici ;)
OdpowiedzUsuńmój też na szczęście ma, na tej samej ulicy, i udało się zrobić mały zapas:)
UsuńMoja babcia szydełkuje, razem ze swoją sąsiadką ;) A ja im tylko nici zamawiam przez internet, bo w internetowym sklepie jest taniej niż w pasmanterii ;)
OdpowiedzUsuńMnie do szydełka nie ciągnie, ale bardzo mi się podobają tego typu ozdoby i babcia ciągle jakiś nowy obrus mi robi ;)
Naprawdę to pierwsze Twoje dzieło? Wyszło naprawdę pięknie :)
też się rozglądam za internetowymi ale to trzeba mieć już pewność, że nie rzuci się tego zaraz po tym jak przyjdzie zamówienie:)
UsuńI tak serwetka jest ładna (mimo tych dodatkowych dziurek :])
OdpowiedzUsuńKurczę, już wiem do kogo się zgłosić, gdy znowu będę chciała kupić takie małe dzieło (piszę poważnie), o ile się zgodzisz.
Wszystkiego dobrego.
Pozdrawiam.
planuję coś wystawić ale wszystko zależy od tego jak będą wyglądały po wykrochmaleniu i prasowaniu :) jak nie będzie bardzo skomplikowane to mogę próbować, bo niestety do wprawy jeszcze daleko.
UsuńTo jest śmieszne, że bawełnianych nici nigdzie nie ma. Przecież to nie jakiś taki rzadki towar, ale zwykła, używana rzecz. No, ale co zrobić, taki kraj. Piękna serwetka! Błędów nie widzę, bo się nie znam, ale wygląda prześlicznie! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńindywidualnyobserwator.blogspot.com
miasteczko małe, poza tym wszystko jest teraz latwo dostępne w sklepach Internetowych. A jak ktoś na szybko potrzebuje to i poliestrowymi zeszyje, tego u chińczyków pod dostatkiem. :)
Usuńkobiety... wybrałaś się na zakupy po nici ale do biedronki zobaczyć czy są tanie książki też musiałaś, nic w tym złego w sumie jak się idzie na zakupy to zawsze coś może się jeszcze przypomnieć no i miałaś pecha, że tych nici nie mogłaś znaleźć, serwetka wygląda prześlicznie, nie wiedziałem, że takie cuda mogą wychodzić z pod szydełek
OdpowiedzUsuńraczej rzadko kupuję coś spoza listy, ale jak jest okazja dorwac ciekawą ksiażkę za 10 czy 20 zł, a nie okładkowe 35 to trzeba korzystać:)
UsuńJa bym pewnie nie miała tyle siły na poszukiwanie nici i znając życie zrezygnowałabym po drugim albo trzecim sklepie.
OdpowiedzUsuńA to wyszło Ci świetnie! Czekam aż pokażesz resztę swoich robótek ;)
i tak musiałam czekac na busa więc przy okazji polatałam :) pokaze jak dokończe coś i znajdę w końcu motywację na zabawę z krochmalem, bo jakoś ciągle uciekam od tego. ;O
UsuńSliczne, marza mi sie firanki na okna dziergane, ale mam je tak duze, ze zajeloby to dzierganie miesiac !!!!!!!!
OdpowiedzUsuńniektóre panie piękne firanki czy obrusy robią. Zazdroszczę. Pozostaje tylko mieć nadzieję że starczy mi cierpliwości żeby dojść do takiej wprawy:)
UsuńA nie pomyślałaś, żeby po prostu iść do pasmanterii? Ja nazywam nici do szydełkowania kordonkiem chyba, że nici a kordonek to coś innego. :) Ładnie Ci wyszła ta serwetka, ja nie miałam nigdy cierpliwości do takich większych form, uczyłam się robić kolczyki na szydełku, lub rzeczy bardziej użytkowe.
OdpowiedzUsuńgdyby jakaś pasmanteria tutaj była, to z pewnością bym poszła zamiast tak szukać. ;) do takich drobnych rzeczy chyba więcej cierpliwości trzeba:) a kordonek trochę grubszy jest:)
UsuńKiedyś uczyłam się szydełkować, ale nigdy nie doszłam do takiej wprawy ;)
OdpowiedzUsuńTo jest świetne! :D
to moje trzecie podejście, oby ostatnie :) wystarczy znaleźć fajny wzór i samo leci:)
Usuńkiedyś to nici w każdym sklepie były.. teraz najlepiej do pasmanterii się udać bo chyba tam najlepszy wybór. Tak czy siak, pięknie Ci wyszło:)
OdpowiedzUsuńa górnicy? niech im się powodzi.
to fakt, a teraz to u mnie nawet pasmanterii nie ma ;x
UsuńKuuurcze, faktycznie miałaś "zabawę" z białymi nićmi. Sytuacja z Panem świetna :)
OdpowiedzUsuńprzynajmniej czekanie szybciej minęło:)
UsuńNie miałam pojęcia, że tak trudno jest kupić zwykłe białe nici! :)
OdpowiedzUsuńdopóki nie próbowałam kupić też nie miałam pojęcia. ;O
UsuńJa nigdy nie miałam cierpliwości do takich robótek, dlatego na wstępie od razu wiedz, że Ci tej cierpliwości trochę zazdroszczę :P w ogóle świetna sprawa z tym dzierganiem! wyszło Ci pięknie, ja się na tym nie znam, ale zawsze podziwiam takie pasje i zaangażowanie u innych :))
OdpowiedzUsuńcierpliwość.. Żebys Ty wiedziała ile razy po pokoju latały te nici ;p
Usuńsuper blog ! <3
OdpowiedzUsuńsuper spam. ;)
UsuńZawsze chciałam się czegoś takiego nauczyć :)
OdpowiedzUsuńtrzeba próbować:)
UsuńPiękne, masz talent :-) A może byś tak otworzyła własną firmę i sprzedawała te serwetki ;-) A ludzie na pewno byliby chętni do zakupu. Tym bardziej, że jest to dzieło ręcznie wykonane a nie maszynowo.
OdpowiedzUsuńzależy od ludzi, jak porównuję rocznie robione w internecie kosztują ok 30zł za 30cm, te w chinskim markecie takiej samej wielkości 4zł. Jak komuś zależy na tańszym to nie ma szans. Na razie zbieram się do wystawienia na olx i zobaczymy co będzie. Czasochłonne więc ciężko było by chyba coś zarobić żeby wyżyć, bardziej jako praca dodatkowa chyba.
Usuń