wtorek, 29 września 2015

Czerwony księżyc.

Wszystko było dopięte na ostatni guzik. 
Mimo późnego powrotu w niedzielę do domu po pracy wyszłam jeszcze z aparatem, żeby trochę pogonić naszego satelitę i strzelić mu małą sesję zdjęciową w celu ustawienia odpowiednich parametrów - żeby potem nie męczyć się z tym po ciemku, tylko skorygować je minimalnie i czekać na najlepsze.
Wymieniłam baterie na nowy, w pełni naładowany zestaw. Przygotowałam dres i nawet zimowe skarpetki, żeby w środku nocy ręce nie trzęsły mi się z zimna. Dwa razy sprawdziłam, czy budzik rzeczywiście jest nastawiony odpowiednio wcześnie, na 4:40. 
Mimo to i tak nie mogłam spać. Budziłam się często sprawdzając, czy to już, a kiedy w końcu budzik zadzwonił ledwo zwlekłam się z łóżka. Szukając półprzytomnie drugiej skarpetki zastanawiałam się, czy warto. Szarpiąc się z zasuwakiem od bluzy miałam już chęć zrezygnować zupełnie i wrócić do ciepłego łóżka. Chłodne, nocne jeszcze powietrze szybko otrzeźwiło i uzbrojona w latarkę i towarzystwo łaciatego psa powędrowałam na pola, żeby zobaczyć to czerwone cudo nieprzysłonięte żadnymi gałęziami.
Księżyc wrażenie robił naprawdę świetne. Czerwona, lekko zamglona kula nijak nie chciała jednak zostać gwiazdą na moim blogu, a byłaby z pewnością jedną z cenniejszych zdobyczy w blondynkowych folderach. Ustawiałam, przestawiałam, kombinowałam i nic, kompletnie. Oczywiście były jakieś tam granice, gdzie kula zaczęła się pojawiać na wyświetlaczu mojej cyfrówki, ale jedno spojrzenie na tę małą, przepaloną kropkę w połączeniu z wysokim ISO (i wielkimi szumami malującymi moje niebo różowym ziarnem) sprawiło, że usunęłam te "zdjęcia" szybciej niż je zrobiłam.
Postałam więc, popatrzyłam, napisałam SMSa do mojego Górnika, bo o tej porze już nie śpi, jest w drodze na przystanek.
Wróciłam do łóżka, ale mimo zmęczenia i świadomości, że o 7:30 czeka mnie praca i wielkie sprzątanie po niedzielnym Pożegnaniu lata sen nie przychodził.
Przyszły za to wspomnienia. 
Te pierwsze, z samego początku, kiedy Narzeczony pracował jeszcze na powierzchni. Setki SMSów dziennie, w tym te wywołujące największy uśmiech - pisane wcześnie rano, kiedy on już był w pracy, a ja dopiero wychodziłam na przystanek. Kilka słów i nic nie miało już znaczenia - źle ocenione zadanie z MiGu, matematyczka, która kolejny raz coś sobie ubzdurała i robiła sprawdziany z materiału rozszerzonego, kiedy mieliśmy tylko podstawę, bezsensowne namawianie na studniówkę, jakbyśmy byli zgraną klasą. Nic, bo on był.
Później wiele się zmieniło. Ja skończyłam szkołę, on zaczął zjeżdżać pod ziemię dzień w dzień. I to były długie dni, pełne strachu, pytań, co będzie jeśli...
Nie mieliśmy już dla siebie tyle czasu co wcześniej. Nie było już tych SMSów na dzień dobry, bo nie lubił, kiedy wstawałam po piątej żeby coś mu napisać - złościł się, że nie powinnam tak wcześnie wstawać, skoro wieczorem przez hałas nie mogę zasnąć, choć wiedziałam, że wgłębi serducha się cieszy, bo nigdy ta złość nie trwała długo. A po przebudzeniu też nie pisałam, bo nie mógł mieć telefonu przy sobie...a nawet, gdyby mógł, to skąd by wziął zasięg te 850 metrów pod ziemią?
Niby nie było źle, jednak te ostatnie dni są wprost cudowne. Takie, jak te pierwsze, z listopada czy grudnia 2012. Wystarczyły trzy małe SMSy w poniedziałkowy ranek a nasze rozmowy tak się zmieniły. I nawet, jeśli ostatecznie nie udało mi się zrobić żadnego zdjęcia czerwonej kuli warto było wstać nad ranem i pisać wiadomość wiedząc, że gdzieś tam daleko na przystanku on też patrzy na ten sam księżyc. 
A za dwanaście dni ma urlop. I szykują się cudowne dwa tygodnie!

Niedzielny, na krótko przed 21. ;)

69 komentarzy:

  1. Pięknie to opisałaś, a ile w tym romantyzmu i to nie jakiegoś kiczowatego z byle romansidła, ale takiego wyczuwalnego, aż kipiącego od twoich emocji, gęsia skórka normalnie... Cudownie, że przypomniałaś mi te chwile, gdy mój narzeczony był w wojsku, był stan wojenny, a nas cieszyły krótkie telefony, po kryjomu z biura oficerów, bo komórek jeszcze nie było...Co tam księżyc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie lubię romansideł :)
      no właśnie, co tam księżyc, jak "obok" jest to drugie serducho :)

      Usuń
  2. A ja zapomniałam o księżycu, albo raczej go po prostu przespałam. Trochę żałuję. Ale romantycznie u Was pod księżycem:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam Cię, że wstałaś, choć i ja za młodu robiłam takie akcje by na przykład oglądać Igrzyska Olimpijskie lub NBA.

    Wspomnienia fajne są, ale nadchodzący urlop zapewne będzie jeszcze fajniejszy. Rozumiem, że narzeczony przyjeżdża do Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak jest powód to warto wstać:)

      tak, przyjedzie :) ten dwutygodniowy urlop to jedyna okazja, żeby mógł do mnie przyjechać na dłużej, bo na pewno nie będzie żadnych telefonów że musi przyjść do pracy mimo wolnego :)

      Usuń
  4. Obudziłem się przed 5 rano i widziałem końcówkę :-).

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja podczas tej ostatniej pełni spałam jak niemowlę, choć na ogół mam z tym problemy( nie ze snem, ale ze snem, jak jest pełnia ). Chyba się starzeję, skoro już to na mnie nie działa:)
    Ale takie widoki przegapiłam i zazdroszczę samozaparcia i zdjęć:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie dlatego, że blask jest większy... też mi wtedy ciężko usnąć, ogólnie przy świetle;)

      Usuń
    2. Co tam pełnia...W Norwegii, żeby spać w nocy wieszaliśmy ręczniki w oknach, bo o 23.00 było widno jak w dzień:/

      Usuń
    3. a ja tam jechać chciałam... :D

      Usuń
  6. Wspomnienia zawsze rozgrzewają nasze serca.. ale to co przed Tobą- urlop narzeczonego- myślę, ze będzie zarówno cudnie! I tego Ci zycze!!
    Pozdrowienia z mglistej Szkocji! http://polka-na-emigracji.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale ten księżyc przed 21 też wygląda dobrze :) Tylko szkoda, że usunęłaś tamte zdjęcia z "czerwoną kropką". Można było nie publikować ich tylko zostawić na pamiątkę dla samej siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. okropne były, szlag by mnie trafiał, że zepsułam taką okazję:(

      Usuń
  8. A u nas księżyc był za chmurami i nic nie dało się zobaczyć. Byłam rozczarowana.

    OdpowiedzUsuń
  9. Aż się wzruszyłam, jej :)
    Mnie niestety budzik nie obudził i księżyc przegapiłam.

    OdpowiedzUsuń
  10. księżyc, księżycem- ale tylko gdzieniegdzie można było zobaczyć go w całości.. niestety :(
    Ech.. miłość to wyzwania, problemy, ale też szczęście, wspólne spędzanie czasu.. Przychodzi dorosłość, ale dobrze, że dajecie rady! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dlatego ciesze się, że choć zobaczyć się udało :) staramy się;)

      Usuń
  11. Ja przespałam niestety i nie zobaczyłam :(

    OdpowiedzUsuń
  12. wspaniały księżyc...ja niestety z dzieckiem...ale...miłość niech kwitnie gdyż tylko prawdziwa hartuje się w ogniu codzienności :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja niedoczekałam księżyca :/
    A urlop wykorzytajcie co do sekundy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po dniu z tak aktywną gromadką - nie dziwię się wcale :)

      Usuń
  14. A ja kompletnie zapomniałam o tym księżycu i spałam jak zabita :). Ładnie wplotłaś w to historię z narzeczonym w tle :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chociaż raz mi się facebook przydał, bo inaczej też bym przegapiła:D

      Usuń
  15. O, jak cudownie!
    Ja tam przespałem ten księżyc, bo kompletnie o nim zapomniałem. Ale podobno w mojej okolicy był za chmurami, więc nic straconego. Fajnie, że masz takie miłe wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a to może i lepiej spać... wściekłabym się, gdybym wstała a tu chmury :D

      Usuń
  16. Piękna pełnia towarzyszyła mi i mężowi całą podróż do stolicy. Niestety po powrocie byliśmy zbyt wyczerpani, by podziwiać zaćmienie.

    OdpowiedzUsuń
  17. pięknie :) podziwiam zaangażowanie ;) ja jednak przespałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. ja przespałam, a bardzo chciałam obejrzeć. w poniedziałek MIAŁAM iść do pracy i zapowiadał się Armagedon, ale kiedy byłam już jedną nogą w metrze dostałam sms-a, że alarm odwołany, a ja mogę się obrócić na drugi bok i spać. SUPER, przegapić takie coś, a potem i tak mieć wolne, to się nazywa szczęście! ale Twoja cyfróweczka robi śliczne zdjęcia! moja nawet w połowie nie dałaby rady uchwycić księżyca, na pewno nie na takim zoomie :D ale planuję kupno nowego aparatu, więc poszukam takiego z modułem ''superbloodmoon'' i będę czekać do 2033! :D

    OdpowiedzUsuń
  19. I najpiękniejsze historie miłosne pisze samo życia a nie autorzy :) To jak wytrzymujecie pomimo odległości jest cudowne i piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja na szczęście nie musiałam czekać do tak późna, o 9 pm było już go pięknie widać, niestety, nie chciał współpracować z moim telefonem :P

    OdpowiedzUsuń
  21. udało ci się złapać księżyc gratulacje, ja akurat wracałam w wycieczki i nie miałam siły już na to ale chociaż mogę popodziwiać go uciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. A ja miałam wstać w nocy i oglądać księżyc. I zapomniałam ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uuu :( oby jeszcze była okazja, sama na to liczę:)

      Usuń
  23. Ojjj i ja nie odpuściłam, w końcu takie zjawisko będzie można oglądać następnym razem z X lat. kiedy już o mnie nikt pamiętał nie będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Gdybym miała okno od dobrej strony to wszystko bym widziała, bo się obudziłam, ale niestety, wyjść z domu mi się nie chciało i nie widziałam.. :<

    OdpowiedzUsuń
  25. ja oglądałam:D ale cały pon czułam się jak zombi;p

    OdpowiedzUsuń
  26. a ja wszystko smacznie przespałam :-) podziwiam, że wstałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Ja wiedziałam, że jest niby ten czerwony księżyc, ale i tak stwierdziłam,że idę spać. Tyle razy chciałam zobaczyć jakieś cuda i dziwy meteorologiczne, a za każdym razem albo nic nie było widać albo ja nic nie widziałam, mimo że okulary były na nosie. Tym razem podobno pogoda do obserwacji była super, ale koleżanka stwierdziła, opowiadając mi następnego dnia, że w sumie "to on taki poróżowawy był", chyba się trochę rozczarowała ;P.
    Dużo miłych chwil dla Ciebie i Narzeczonego, niech zakochanie będzie zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kolor był ok, tylko spodziewałam się, że będzie jaśniejszy ten księżyc, lepiej blask odbije :(

      Usuń
  28. Księżyc! A ja za dziecka i za młodu byłam lunatykiem. Ale na szczęście na stare lata mi już przeszło <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie ciekawe doświadczenie, choć niebezpieczne.

      Usuń
  29. Czasem warto coś "stracić", żeby potem móc jeszcze bardziej to docenić, ot co.

    OdpowiedzUsuń
  30. Mimo że nie udało Ci się "złapać" księżyca tak, jak chciałaś, to jednak radość przyszła z innego powodu ;) Lubię pisać wiadomości z Lubym, bo nawet jeśli jest kilka kilometrów ode mnie, to przyjemne jest uczucie, że o mnie myśli. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, oplacało się wstać;) a smsy dobra rzecz :D chyba bym umarła, gdybym musiała czekać na list od niego kilka dni :O

      Usuń
  31. Co tam Księżyc, choćby i czerwony. Ważne, by był miły sms, kochany człowiek, szczęście. To, co w życiu ważne i to, co się liczy. Księżyc jest daleko, a miła sercu osoba na ziemi, więc pomoże, przytuli i poda rękę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda:) choć miło sobie z takim np. księżycem skojarzyć te dobre momenty w życiu :)

      Usuń
  32. Bardzo ładnie opisałaś tę noc. Ja niestety nie wiedziałam o niej, bo byłam wtedy w pracy i jak wróciłam to poszłam spać i już tak spałam do 7 ;p


    http://okiem-kobiety-na-swiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz! :)
Nie spamuj, nie zapraszaj - odwiedzam każdego, kto zostawi po sobie ślad.
Nie bawię się w obserwację za obserwację - obserwuję tylko te blogi, które regularnie odwiedzam.
Konstruktywna krytyka mile widziana. ;-)


Wszystkie zdjęcia i teksty na blogu są mojego autorstwa (a jeśli nie, to są odpowiednio podpisane), zabrania się więc ich kopiowania bez mojej zgody!