piątek, 24 października 2014

Szaro-bure pożegnania.

Nie cierpię żegnać się z osobami, na których mi zależy, a szczególnie z tą jedną, najbardziej wyjątkową osobą. Zwłaszcza, jeśli za oknem brzydka jesień w pełni, uszy odmarzają, a niebo przysłaniają ciemne, deszczowe chmury.
Niestety dziś jest jeden z tych okropnych dni pożegnań. Wspólne prawie dwa tygodnie kolejny raz pokazały mi, że naprawdę warto liczyć dni, bo te razem spędzone w całości wynagradzają chwile spędzone na czekaniu.
Pierwszy tydzień piękny pod każdym względem, mimo ogromnego strachu i ciągłego myślenia jak to wszystko będzie wyglądało. Potem chwila załamania, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze i udało się spędzić razem prawie pięć dni więcej. Nie wytrzymała jedynie pogoda i od środy skutecznie uziemiła nas w domu, ale przecież wspólna zabawa z kiciem czy oglądanie bajek i filmów też jest super!
Co teraz? Pięć tygodni. Do Barbórki i kolejnego spotkania, jednego z najważniejszych, bo może zaważyć na naszym dalszym życiu. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po naszej myśli, uda się dostać pracę w jego mieście i w końcu być blisko, przestać odliczać te dni i tygodnie. No i wreszcie mieć jakieś zajęcie, cel, dla którego chce się rano wcześnie wstać.
Tyle marzeń, planów... Warto w nie wierzyć. Każda kolejna wspólna chwila utwierdza mnie w przekonaniu, że marzenia się spełniają. Po prostu nad niektórymi trzeba trochę więcej popracować, lub być bardziej cierpliwym.

Chciałabym Wam bardzo podziękować za wszystkie miłe słowa pod poprzednim wpisem! Wiele dla mnie znaczą, mimo, że mogłoby się wydawać, że to tylko wirtualnie klikane literki.
Chcę też uspokoić niektórych - nie, to nie jest tak, że widujemy się tylko raz do roku. Te spotkania są zdecydowanie częstsze, po prostu zawsze to ja jeździłam do niego (lepszy dojazd i mniej problemów z urlopem=więcej wspólnych dni) a on był u mnie tylko raz, właśnie rok temu, dlatego tak bardzo czekałam na to jedno, szczególne spotkanie.

PS. Moje komentarze u niektórych mogą się pojawić dopiero za kilka dni, bo chciałabym nadrobić wszystkie zaległości we wpisach, zwłaszcza u osób, które odwiedzam od dłuższego czasu.
Trzymajcie się ciepło!

19 komentarzy:

  1. Też nie znoszę się żegnać, a odkąd zamieszkałam we Włoszech moje życie składa się właśnie z samych przywitań i pożegnań. Mam nadzieję, że uda Ci się zrealizować plany i nie będziesz musiała już czekać na spotkania z Twoim górnikiem:). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię pożegnań, ale perspektywa powitań może działać mobilizująco i pocieszającą ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pożegnania zawsze są trudne, ale właśnie ta jesienna aura dodaje im jeszcze więcej smutku. I sama tęsknota przygnębia, dobrze o tym wiem, ale czasem i z nią trzeba się zmierzyć. Życzę Wam dużo wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Związki na odległość niestety wiążą się z pożegnaniami, ale to się w końcu zmieni jak przeprowadzisz się do ukochanego ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ważne żeby suma pożegnań była równa liczbie powitań:) Cieszę się, że korzyści ze spotkania zrekompensowały te męki czekania. Wtedy świat jest uporządkowany:)) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Tęsknota umacnia. Sprawdziło się to u mnie ZAWSZE i zdania nie zmienię :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja żegnanie przerabiam co dwa tygodnie i jak na razie tylko Niko tego przeboleć nie może, reszta się przyzwyczaiła...

    OdpowiedzUsuń
  8. nigdy nie lubiłam pożegnań, bo one nigdy wesołe nie były.. i potrafią wycisnąć łzy z oczu. 3maj się.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pożegnania są zazwyczaj smutne, ale jednak czasem fajnie tak za kimś mocniej potęsknić i mieć do czego odliczać dni, bo później jest tak... radośniej. Trzymam kciuki za znalezienie pracy gdzieś bliżej Niego! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Marzenia trzeba mieć i dążyć do tego żeby się spełniały. Pożegnania są smutne, ale za to jakie później piękne powitania. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. NIkt nie lubi pożegnań z ludźmi bliskimi sercu. Zwłąszcza, że za oknem depresyjna pogoda. Nadzieję daje oczekiwanie i liczenie dni do kolejnego spotkania

    OdpowiedzUsuń
  12. Cieszę się, że tak wspaniale spędziliście razem czas :)
    Kiedyś doświadczałam tego, co Wy: Duński był na drugiem końcu Polski. Niestety, okazało się, że lepiej by było, gdyby na tym drugim końcu został. Ale różnie się życie plecie, Wam się na pewno uda pięknie ze sobą być!

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj, zawsze zastanawiam się jak sobie z tym radzą żony marynarzy i na odwrót. Pozdrawiam najserdeczniej....

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. Pożegnania bolą i wywołują smutek, ale trzeba od razu włączyć tryb odliczania do kolejnego spotkania :P

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak się cieszę, że wasze spotkanie się udało :) Cudownie tak spędzić ze sobą kilka dni, pomieszkać. Jeśli jesteście w stanie ze sobą wytrzymać to wiem już, że jesteście dla siebie stworzeni :)
    Do Barbórki juz niedaleko, tylko miesiąc, minie szybko, zobaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Pożegnania są okropne, zwłaszcza po długiej rozłące.
    Trzymam kciuki za spełnienie marzeń i planów:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Też nie cierpię pożegnań, niektóre oferują tyle smutku... I z pożegnaniami kojarzy mi się piosenka pewnego zespołu "Road to nowhere", lubię sobie nią czasem posmęcić,

    PS Weszłam na twojego bloga, bo zobaczyłam logo Linkin Park :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie posłucham. :)
      A już planuję zmienić na Eddiego Ironów.:D

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz! :)
Nie spamuj, nie zapraszaj - odwiedzam każdego, kto zostawi po sobie ślad.
Nie bawię się w obserwację za obserwację - obserwuję tylko te blogi, które regularnie odwiedzam.
Konstruktywna krytyka mile widziana. ;-)


Wszystkie zdjęcia i teksty na blogu są mojego autorstwa (a jeśli nie, to są odpowiednio podpisane), zabrania się więc ich kopiowania bez mojej zgody!