Kilka postów czeka w kopiach roboczych…Czyżby trafiły tam na wieczne niedodanie? Jest też lista tematów, na które napisać bym chciała… A nagle w jednej chwili pod wpływem jakiegoś impulsu w głowie pojawia się taka iskierka, mały pomysł, który rośnie, rozpala się niczym wielkie ognisko i już wiadomo, że będzie nowy post, a wszystko inne odchodzi w zapomnienie czekając znów na swoją kolej.
Tak właśnie było dziś, kiedy jechałam na popołudnie do pracy, a z głośników poleciały pierwsze słowa tak dobrze mi znanej piosenki Perfektu.
"Nie mogę Ci wiele dać, bo sam niewiele mam..."
Czego właściwie oczekuje od nas miłość? Jakich darów, poświęceń, wyrzeczeń?
Jedne marudzą, bo nie widują się z chłopakiem częściej niż raz w tygodniu. Inne, bo nie udało się gdzieś pojechać na weekend. Jeszcze inne, bo partner zapomniał o jakiejś rocznicy pierwszego pocałunku/spaceru/randki; nie dał kwiatów albo wręcz przeciwnie - dał misia, ale miś był za mały.
Czy to naprawdę tak ważne?
Przecież liczą się chwile!
Ktoś może powiedzieć, że idealizuję, bo rzadko widuję się z moim Mężczyzną. Być może, ale to, że nie spędzam z nim zbyt wiele czasu pozwala mi doceniać te najmniejsze gesty.
Tradycję z podpisywaniem biletów PKP, nasz mały rytuał otwierania jajka-niespodzianki, keczupowe uśmiechy i serduszka na kanapkach, smak gorzkiej herbaty z cytryną i jego zimnych ust tuż po tym jak otworzy piwo.
Tak można wymieniać i wymieniać, z czystym sumieniem mogę napisać, że bez końca.
A czy miłość ma koniec?
Jakaś pesymistyczna część mnie burczy gdzieś w środku: oczywiście, że ma. W końcu jest teraz tyle rozstań, rozwodów. Przecież ci ludzie też się kiedyś kochali, tak jak i ja kocham.
Pomylili się? Uczucie przeminęło?
A może zwyczajnie nie potrafili go docenić?
W pogoni za pracą, ratami kredytu, odkładaniem potajemnie kilku groszy na jakiś prezent, bo wypada… Gdzie tu miejsce na miłość, na okazywanie uczuć?
To trochę tak, jak z telefonami - kiedyś miało się jeden, dbało się, chuchało i dmuchało niemalże jak na małe dziecko. W końcu to był drogi - bardzo drogi - sprzęt, nawet taka zwykła nokia nazywana teraz cegłą. Doceniało się, bo z góry było wiadomo ile trudu, ile wyrzeczeń będzie kosztowało odłożenie pokaźnej sumy na kolejny aparat. A może nawet nie byłoby go gdzie kupić, bo najbliższy salon z tego typu rzeczami był odległy o kilkadziesiąt kilometrów...
Teraz? Po co uważać, po co dbać, skoro żeby kupić nowy nie trzeba nawet wychodzić w domu, wystarczy wybrać model, kliknąć kilka razy i za odpowiednią opłatą dowiozą sprzęt do domu. Nie trzeba nawet czekać aż stary się zepsuje. Przecież na rynku jest tyle dostępnych nowych modeli, ciągle ulepszają ich funkcje, więc po co "męczyć się" ze starym, skoro można mieć nowy (lepszy?)?
Teraz, z racji miejsca w którym pracuję przeglądam relację z imprez odbywających się w gminie żeby móc wybrać z nich te odbywające się w naszej instytucji i wpisać do kroniki.
Wśród nich już kilkakrotnie przewinęły się artykuły o wręczeniu medali na 50tą rocznicę ślubu.
Myślicie, że w naszym - nazwijmy to - "pokoleniu przed 30stką" będzie wiele takich par, które przeżyją ze sobą te 50 lat? Nie mówmy nawet o ślubie, tylko związku.
50 lat...kawał czasu! Ile pracy potrzeba, żeby przez tyle lat nasze wady nie doprowadziły do poważnych kłótni, rozstań.
Kiedyś ludzie nie zdradzali, nie rozwodzili się, bo tak nie wypada.
Na pewno?
Może zwyczajnie nie czuli takiej potrzeby? Wiedząc ile czasu upłynęło od pierwszych nieśmiałych spojrzeń do pocałunku czy spotkania sam na sam, gdzie i tak pewnie byli pod jakąś tam kontrolą osób trzecich, żeby przed ślubem nie wydarzyło się nic niestosownego. Załatwianie formalności, pozwolenia rodziców..
Dużo wysiłku włożonego w to, żeby wreszcie połączyć się z tą jedną, wyjątkową osobą, więc dlaczego jakaś chwilowa fascynacja kimś nowo poznanym miałaby to zniszczyć? Przyszło, to i odejdzie, a miłość zostanie.
W XXI wieku, do którego w ogóle wolałabym się nie przyznawać, jest zupełnie inaczej. Może nie powinnam marudzić, bo gdyby nie to ogólnodostępne połączenie ze światem zwane Internetem pewnie bym mojego Mężczyzny nie poznała..
Internet daje pewną swobodę w poznawaniu, w końcu zawsze można wcisnąć czerwony krzyżyk gdyby coś było nie tak, i przy odrobinie szczęścia rozmówca nie pozna nawet naszego imienia. Można flirtować, wymieniać się zdjęciami, umawiać nawet.. I pewnie niejednokrotnie zostać oszukanym, zostawić swoje uczucia i nie mieć nic, bo z drugiej strony to tylko chwilowa fascynacja, albo co gorsze - zabawa.
Wiem, że mogę być monotematyczna, ale jednak oprócz tej burczącej pesymistki jest we mnie również optymistka, która od prawie dwóch i pół roku każdego dnia rośnie w siłę u uparcie twierdzi, że miłość na całe życie jest możliwa.
Oczywiście i ta optymistka zdaje sobie sprawę z tego, że nie każda relacja przetrwa, bo to zwyczajnie nie to. Ale jeśli już trafi się na kogoś takiego, że te przysłowiowe motylki rzeczywiście się pojawiają, a na samą myśl o zbliżającym się spotkaniu uśmiecha się szeroko i podskakuje z radości kiedy nikt nie widzi - warto to docenić.
"Cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest!"
Poruszyłaś temat...który śmiało można dołączyć do grupy 'tematy rzeka'. Miłość... czy się kiedyś kończy? Zależy. Będę tutaj zdania podzielone. Pierwsza, prawdziwa miłość podobno nigdy się nie kończy..
OdpowiedzUsuńJa wierzę w to, że każdy ma zapisaną tę jedną osobę i nawet, jeśli coś między nimi się zepsuje, oddalą się od siebie na długi czas to potem i tak będzie można wszystko odbudować, rozpalić ten ogień ponownie. Inaczej chyba nie byłoby sensu kochać, z każdym dniem zastanawiając się czy to się skończy i w jaki sposób...
UsuńMożliwe, że masz rację... ja cały czas się uczę w tym temacie :)
UsuńCóż mogę powiedzieć na ten temat...Wszystko zależy od chcenia.Jeśli się właśnie chucha dmucha jak z ogniskiem to wtedy miłość jest.Ale wiadomo z chemii jak zabraknie tlenu,węgla to spalania nie będzie. No i właśnie.W miłości trzeba się poświęcać dla drugiej osoby a nie myśleć tylko o tym,żeby mi było dobrze. Ja nie spotkałam jeszcze swojej miłości i wątpię abym spotkała,ale jedno wiem. Kiedyś jak coś się psuło to to się naprawiało a nie wyrzucało żeby mieć nowe.
OdpowiedzUsuńMasz rację, trzeba o miłość dbać. Poświęceniem bym tego nie nazwała, bardziej szukaniem kompromisów. Uszczęśliwiając jedną osobę kosztem swoich potrzeb i marzeń też daleko się nie zajdzie, bo nie można żyć wyłącznie szczęściem partnera, trzeba też coś wynosić z tej relacji.
UsuńNie spotkasz? Bzdura! Uwierz mi, też wiele razy myślałam, że nie poznam nikogo takiego, a potem wszystko się zmieniło o 180 stopni. I mimo różnych historii z przeszłości i teraźniejszości nie żałuję, że zaryzykowałam. Na wszystko przyjdzie czas, nie ma sensu szukać na siłę, samo przyjdzie w najmniej oczekiwanym momencie. Teraz to wiem. :)
Ja tam wierzę w wielką miłość aż po grób. Cóż, nie doświadczyłam takiej,to nie wiem czy w końcu istnieje czy nie? Ale miłość nie jest dana raz na zawsze, trzeba ją pielęgnować. Po piękny kwiat bez opieki po prostu zwiędnie...
OdpowiedzUsuńNa pewno istnieje, Twoja przeznaczona druga połówka również. :) Jeszcze będziesz na swoim blodu opisywać przygotowania weselne, mówię Ci! :)
UsuńJa też poznałam mojego przez neta, ale myślę sobie, że skoro był moim przeznaczeniem, to i tak w jakiś sposób bym na niego trafiła.
OdpowiedzUsuńA miłość trzeba pielęgnować, inaczej to przechlapana sprawa!
To prawda, jeśli tak miało być, to pewnie by było, jeśli nie w tym miejscu i czasie, to innym.. Pozostaje się tylko cieszyć, że udało się wcześniej i teraz można się cieszyć szczęściem.
UsuńTy chyba - pewnie nieświadomie - dajesz mi największą motywację (z osób trzecich) do tego, żeby wierzyć. Tak samo poznanie przez Internet, rzadkie spotkania, do tego inny kraj, inna kultura, język... A mimo wszystko szczęśliwa żona i matka, szczęściara!
Czytam Twojego posta, czytam, dumam i mam parę przemyśleń:
OdpowiedzUsuń1. "W końcu jest teraz tyle rozstań, rozwodów. Przecież ci ludzie też się kiedyś kochali, tak jak i ja kocham.
Pomylili się? Uczucie przeminęło?
A może zwyczajnie nie potrafili go docenić?
W pogoni za pracą, ratami kredytu, odkładaniem potajemnie kilku groszy na jakiś prezent, bo wypada… Gdzie tu miejsce na miłość, na okazywanie uczuć?"
Zgadzam się. Bardzo często okazuje się, że z wielkiej miłości polegającej na piciu sobie z dzióbków, słodzeniu, nazywaniu siebie pieszczotliwie i takich tam podobnych po ślubie niewiele zostaje...
Znam parę związków, gdzie przed ślubem było "kochanie", "słoneczko", "będziemy razem na wieki" a po ślubie...szkoda gadać.
Słoneczka zderzyły się z rzeczywistością- problemami z pracą, kredytem, brakiem własnego kąta, teściową do uśpienia...
2. "Kiedyś ludzie nie zdradzali, nie rozwodzili się, bo tak nie wypada."
Nie zgadzam się. Ludzie zawsze się zdradzali, zdradzają i będą zdradzać, bo niektórzy mają taką naturę.Tylko kiedyś to było trzymane w ukryciu, bo "nie uchodzi". teraz granice się przesunęły i niektórzy potrafią bez skrępowania o tym mówić.
3. "Myślicie, że w naszym - nazwijmy to - "pokoleniu przed 30stką" będzie wiele takich par, które przeżyją ze sobą te 50 lat? Nie mówmy nawet o ślubie, tylko związku.
50 lat...kawał czasu! Ile pracy potrzeba, żeby przez tyle lat nasze wady nie doprowadziły do poważnych kłótni, rozstań. "
I tu mogę napisać tylko jedno- jak czytam gdzieś wyznania panienek o "idealnym związku", "wyśnionym ukochanym", "idealnym dopasowaniu" i "drugiej połówce" ( osobiście - mój faworyt ) to jedno chce się powiedzieć:nie mnie to oceniać, ale pogadamy za właśnie 50 lat, czy ten związek naprawdę zasługuje na miano "idealnego"...Czas dokona weryfikacji "idealności". Najlepiej.
1. Właśnie, rzeczywistość często weryfikuje relacje, zwłaszcza te, gdzie nie przebywało się ze sobą przez kilka dni, w tej szarej codzienności, a tylko widywało popołudniami czy weekendami na kilka godzin, gdzie problemy nie miały wstępu. A później trzeba się z nimi zmierzyć i nagle okazuje sie, że zbyt długo związek był "pod kloszem" i tych problemów do rozwiązania urosło trochę za dużo.
Usuń2. Trochę masz rację... Natury człowieka nie zmienisz, ale też kiedyś to było trudniejsze, utrzymywanie w tajemnicy itd. Teraz umówisz się w Internecie, masz nick, nie imię, pojedziesz do innego miasta i przy odrobinie szczęścia (brak wspólnych znajomych, miejsc spotkań) nikt się nigdy nie dowie.
3. Ja wierzę w te drugie połówki, a może bardziej w to, że jeśli trafimy na prawdziwą miłość, to ona pokona wszystkie trudności. ALE! jeśli jej w tym pomożemy. słodzenie i zamiatanie problemów pod dywan sprawy nie załatwi. Trzeba pracować nad tą relacją, szukać właściwych rozwiązań. Czas pokaże, zgadzam się.
Ja nie lubię oceniać "na wyrost"- zamiast jarać się i pisać o "związku idealnym", wolę naprawdę, aby ocenił to czas, a nie moje emocje:)
UsuńA tak zupełnie prywatnie napiszę, że moi Dziadkowie są ze sobą SIEDEMDZIESIĄT lat:)))))))
PS. Czy można się do Ciebie odezwać prywatnie?
UsuńPisanie po kilku dniach czy tygodniach że to ideał to też trochę nie bardzo, przyznaję, bo wiadomo, że te pierwsze okresy przeważnie są kolorowe.
UsuńMail? aniulektsw@gmail.com
hehehe, miałam kiedyś koleżankę, która o każdym poznanym facecie po kilku tygodniach mówiła "mój jedyny", a potem obrażała się, jak próbowaliśmy jej tłumaczyć, żeby trochę przystopowała, bo nie tędy droga ("Nie wiem, dlaczego się do mnie już nie odzywa, ja mu tylko uświadamiałam na drugiej randce, jak bardzo chcę mieć dzieci...").
UsuńDzięki.
"teściową do uśpienia..." jebłam i nie wstanę :P
UsuńJa mam podobne podejście. Ostatnio nawet szef do mnie mówił "Ty to z R. już tak na poważnie, no nie?" na co ja mu odpowiedziałam: czy na poważnie to się okaże, bo teraz może być na poważnie a za 30-lat od będzie miał kryzys wieku średniego i będzie rwał 'na poważnie" nastolatki albo za rok ja się zakocham "na poważnie" w kimś innym.
Nie ma co przewidywać, jasne, gdyby każdy od razu zakładał że ich związek nie ma sensu, to by tych związków w ogóle nie było, no ale ja jestem mimo wszystko za zdrowym rozsądkiem a nie piciem sobie z dzióbków. Być może gdyby każdy ogarniał że miłość to nie motylki w brzuchu i trzęsące się kolana ale ciężka praca, kompromisy na które czasem nie ma się ochoty i przede wszystkim "chcenie", to może tych rozwodów byłoby mniej.
To prawda. Nawet, jeśli odczuwa się jakąś tam pewność, że to już na zawsze, to pracować na tę relację trzeba. To tak, jak z innymi rzeczami - nawet, jak kupi się markowe i nie dba nie o nie, nie zabezpiecza odpowiednio, to nawet wysoka cena i gwarancja producenta nic nie pomogą i trzeba będzie wywalić.
UsuńJeśli ja nie zdradzam, to nie dlatego że tak nie wypada. Tylko dlatego, że po prostu nie chcę.
OdpowiedzUsuńCo do poświęcania się w związku - z tą teorią się nie zgadzam. Bo związek powinien nas uskrzydlać i podnosić a nie powodować, że rezygnujemy z siebie. A panowie którzy oczekują od kobiety poświęceń i wyrzeczeń zawsze byli, są i będą poza zasięgiem moich zainteresowań (tylko nie mylić poświęcenia ze zrobieniem komuś przyjemności, bo to jest różnica). Partner albo swoją połówkę wspiera w jej działaniach a jak nie może lub nie potrafi wesprzeć, to niech nie przeszkadza w dążeniu do celu. Ale niech nie wymaga poświęceń i rezygnacji - to powoduje frustracje i niespełnienie. Stąd już o krok do zdrady lub rozstania i końca miłości.
Zgodzę się z Tobą:) Związek rozwija i uskrzydla. A jeśli jedna osoba w związku drugą blokuje, narzuca swoje to nie można mówić o poświęceniu... Tylko o toksyczności. Taka osoba będzie psychicznie wykończona, niespełniona i za parę lat stwierdzi,że zmarnowała życie na byciu jakąś niewolnicą a nie partnerką.
Usuń@ZOFIA "NEKROMANTA" NOKTURN - chyba coś źle napisałam, skrótem - jak to ja - bo w ogóle nie miałam na myśli tego, że trzeba się poświęcać! Nie można żyć tylko i wyłącznie szczęściem jednej osoby jednocześnie odrzucając swoje marzenia i potrzeby, bo do niczego dobrego to nie zaprowadzi. Frustracja, wypominanie, wyrzuty... I tylko krok do zakończenia relacji.
UsuńJa dziś okazałam mężowi miłość pierw wydałam kasę na niego a potem go zjeb..am, że marudzi i jest chory... Ale kto się czubi ten się lubi ;)
OdpowiedzUsuńA czy wytrzymamy tyle lat, los pokaże..
Podziwiam ludzi że dają radę i dalej są dla siebie całym światem
Czasem i z poważnych spraw można pożartować :)
UsuńTo prawda, po tylu latach ciężko może być już odróżnić miłość od przyzwyczajenia, a jednak się udaje.
tak trzeba się cieszyć z tego co mamy ;-) ja choć nie zawsze mam kolorowo w związku staram się doszukiwać tych najpiękniejszych chwil :) kocham Go i nie wyobrażam sobie, żeby Go u mojego boku nie było - choć jak to facet nie raz potrafi podnieść mi ciśnienie.
OdpowiedzUsuńDawniej ludzie bardziej przykładali się do związku, małżeństwa... nie było do pomyślenia nawet o rozwodzie, a co dopiero go brać. Szkoda, że te czasy pod tym względem są za nami... podziwiam bardzo naszych rodziców, niektórzy są dla nas wzorem do naśladowania. pozdrawiam :*
Chyba w żadnym nie jest wyłącznie kolorowo (poza początkami)... Wydaje mi się, że chodzi bardziej o to, jak się te spory rozwiązuje.. Można chodzić naburmuszonym kilka dni o byle pierdołę, a można też poważny problem przegadać, postarać się wspólnie go rozwiązać. To nie kłótnie wzmacniają związek, tylko sposób ich rozwiązania.
UsuńKażdy ma swoją definicję miłości i tego czego oczekuje od związku. Ja doceniam każdy gest i chwilę a widuję się częściej niż Ty ze swoim partnerem. Dla mnie nie wyobrażalne jest to,żeby go nie było przez np. pół roku... Rozmowa telefoniczna nie daje tego co przytulenie i rozmowa twarzą w twarz. A nie oszukujmy się, jesteśmy ludźmi, a ludzie potrzebują wsparcia i rozmów. Takich bliskich. Nie tylko przez telefon czy skype. Tak samo jak poznanie swoich wad i zalet. Nie masz poglądu na to jak zachowuje się na co dzień. A to wbrew pozorom bardzo ważne.
OdpowiedzUsuńI myślę, że ludzie kiedyś nie chcieli brać rozwodów, bo nie wypadało, bo co powie rodzina, bo jak to wszystko zrobić. Nie chodzi o przykładanie się do związku. Dziś jest inaczej, ludzie mogą wiele możliwości i z niej korzystają. I wydaje mi się,że wiele par, tych dawnych to były pary patologiczne. Bił ją, nie szanował, zdradzał a ona nie pomyślała nawet o rozwodzie. Dziś znowu obserwuje jak blogowiczki piszą "kłótnie są normalne" - serio ? To jak się non stop kłócicie to norma? Czy może naprawdę jest różnica zdań i nie da się dogadać? Albo lepiej " teraz to się wyrzuca a nie walczy! a ja walczę" no brawo... Walcz sama jedna jak on ma Cię w dupie, zdradził, albo okłamuje i woli kolegów od Ciebie a Ty chcesz z nim ślubu a on nawet o tym nie myśli bo pisze z innymi panienkami. Mam wrażenie, że te czasy pozwoliły nam na głupotę i na tłumaczenie sobie wielu rzeczy zamiast racjonalne podejście. Ja się ze swoim narzeczonym nie kłócę, widujemy się tyle ile nam potrzeba i dążymy do tego by zostać rodziną, rozmawiamy o swoich celach, priorytetach i się szanujemy. Było wiele złych chwil w moim życiu, ale on wtedy był przy mnie, bo jestem najważniejsza. Dał wsparcie i opiekę olewając studia dzienne. Pewne sprawy były naszymi, a nie tylko moimi.
Nie mów mi proszę o miłości i o staraniu się. Bo swojego partnera mało znasz, jak zamieszkacie razem i albo będzie dobrze, albo wtedy się okaże, że to nie to. Bo może nie rozumieć wielu kwestii, może nie być takim wsparciem. Czy jak miałaś bardzo zły okres przyjechał i przytulił? Był? Czy potrafiłby coś zaryzykować dla Ciebie?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKłótnie są normalne, oczywiście nie ciągłe, ale przecież jak raz na jakiś czas się coś zdarzy, to nie trzeba od razu o rozstaniu myśleć. Najważniejsze, jak się je rozwiązuje, bo chodzić kilka dni z wielkim fochem o byle co to każdy potrafi, a pogadać, spróbować znaleźć dobre wyjście - może być już problem.
UsuńWalcz sama jedna jak on ma Cię w dupie, zdradził, albo okłamuje i woli kolegów od Ciebie a Ty chcesz z nim ślubu a on nawet o tym nie myśli bo pisze z innymi panienkami. - czemu od razu zakładasz takie rozwiązania? Może walka to po prostu szukanie czegoś, co pozwoli żyć lepiej, bliżej siebie (nie tylko fizycznie)? Może po prostu to trochę znudzenie, przyzwyczajenie? Wbrew pozorom wyjścia na kolację czy inne tego problemu mogą nie rozwiązać.
Nie mów mi proszę o miłości i o staraniu się. Bo swojego partnera mało znasz, jak zamieszkacie razem i albo będzie dobrze, albo wtedy się okaże, że to nie to. Bo może nie rozumieć wielu kwestii, może nie być takim wsparciem. Czy jak miałaś bardzo zły okres przyjechał i przytulił? Był? Czy potrafiłby coś zaryzykować dla Ciebie? - Potrafiłby. Tu, na blogu nie ma wielu rzeczy ani na jego temat, ani na mój, bo zwyczajnie nie ma powodów żeby je opisywać. Ten związek w oczach osób trzech nie miał nawet prawa się zacząć biorąc pod uwagę jego i moje problemy z przeszłością, poważne zdrowotne, uprzedzenia, strachy, psychikę. Przeciwności można wymieniać bez końca, a na drugiej szali były tylko te dwa bijące równo serducha które to wszystko pokonały.
Możesz mnie nazywać naiwną, ale tak, z ręką na sercu mogę tu napisać, że wiem, że damy radę, a on będzie zawsze, co by się nie stało to zostanie i będzie wspierał, nie raz mi to już pokazał. I wbrew pozorom przez telefon czy internet dużo można, kiedy coś jest nie tak po godzinnej rozmowie z nim czuję się dużo lepiej, lżej niż po całych popołudniach rozmów z byłymi, którzy byli blisko.
Dla mnie nie wyobrażalne jest to,żeby go nie było przez np. pół roku... Rozmowa telefoniczna nie daje tego co przytulenie i rozmowa twarzą w twarz. A nie oszukujmy się, jesteśmy ludźmi, a ludzie potrzebują wsparcia i rozmów. Takich bliskich. Nie tylko przez telefon czy skype. Tak samo jak poznanie swoich wad i zalet. Nie masz poglądu na to jak zachowuje się na co dzień. A to wbrew pozorom bardzo ważne. - może czas zweryfikować swoje poglądy? A co będzie, kiedy np. on dostanie jakąś propozycję pracy za granicą, nie mówmy nawet o finansach, tylko o możliwości rozwoju, przeskoku w zdobywaniu umiejętności na taki poziom jakiego w Polsce nikt mu nie da... I nie będzie Cię mógł zabrać ze sobą od razu, albo nawet w ogóle. I co mu powiesz? Nie jedź? Wiedząc, że dużo straci będziesz mu doradzać żeby został z Tobą, bo nie wytrzymasz dłuższego okresu bez niego? Spojrzysz sobie potem w oczy patrząc w lustro?
Nigdy nie wiadomo jak się w życiu ułoży. Wiążąc się z nim mieliśmy świadomość, że to potrwa tylko 9 miesięcy i zamieszkam w mieście tuż obok jego, 20 minut miejskim. Niestety na wszystko kasy trzeba, zwłaszcza na studia informatyczne i się nie udało. ale to jeszcze nie jest powód żeby zostawiać kogoś, o kim się WIE, że zostanie do końca zycia.
Wiem, że są osoby, które z każdym nowym partnerem planują slub i dzieci choćby to były związki trwające kilka miesięcy. Potem następny i od nowa te same bajki. Ja nigdy nie planowałam, bo nigdy nie miałam tej pewności. teraz ją mam.
Ja także nigdy nie planowałam ślubu z każdym partnerem, bo nie miałam ich wielu. Ba. Ten jest drugi i ostatni. I to co piszesz o wyjeździe to WYJAZD ZA GRANICĘ! a nie Polska!! Gdzie wy nie widzicie się pół roku i rozmowa przez telefon/skype Ci wystarcza. Co wiesz o jego codziennych nawykach, wadach? Pogadamy jak zamieszkacie razem i będziecie ze sobą na co dzień. Serio. I nie wymyślaj mi jakiś sytuacji. Jeśli pobieramy się to uzgadniamy wszystko RAZEM. Myśląc o tym by każdy czuł się spełniony, a nie w klatce. Nie musiałabym go zatrzymywać. Ba! u mnie taka sytuacja jest nie możliwa. Czemu? bo ja tak chcę? nie! Bo po prostu związek to związek i nie rozstajemy się na pół roku by się nie widzieć. A on nie ma propozycji wyjazdów, nie ma takiego wykształcenia by był poza polską. Ani ja.
UsuńUważasz, że jak facet zdradza, okłamuje partnerkę i ma ją głęboko w dupie to ona ma walczyć o niego ? Że to jest próba na lepsze życie obok siebie? Pozdrawiam z miejsca....
Powiem Ci jedno, jestem ze swoim narzeczonym 4,5 roku - to dla mnie długi czas. Zaczęliśmy jako gówniarze. (bo dla mnie 19 lat to nie jest jeszcze człowiek dojrzały - ale są wyjątki). Nie kłóciliśmy się. Spotykamy się często i pomieszkujemy ze sobą ale nie na stałe. Przeszliśmy ze sobą baaardzo wiele. I tak, spijamy sobie z dziubków i mogę szczerze powiedzieć,że mój związek DLA MNIE jest idealny. Był zawsze przy mnie - po operacji, jak poroniłam. Zawsze wspierał, zawsze tworzyliśmy jedność (każde z osobna). Rzeczywistość nas nie przygniotła. Zarabiamy, pracujemy i nie narzekamy.
Bawi mnie to, że teraz uważasz,że związek, gdzie ludzie częściej się widują, nie kłócą się ma mniejsze szanse przetrwać niż Twój gdzie widzisz go raz na pół roku i możesz z nim porozmawiać tylko telefonicznie, gdy masz problem. Każdy chce bronić swego, a szczególnie w beznadziejnej sytuacji.
Uczepiłaś się tego pół roku jak - za przeproszeniem - rzep psiego ogona. Napisałam to raz, w przypuszczeniu, bo miałam iść na staż w inne miejsce, gdzie ciężko by było wziąć na raz więcej niż jeden dzień wolnego, poza tym miałam mieć dodatkową pracę która wymagałaby ode mnie 4-5godzin bezwarunkowego codziennego siedzenia przed komputerem. Sytuacja się zmieniła, trafiłam w inne miejsce i mam inną pracę dodatkową, bez ram czasowych, pisałam o tym w notkach oraz w odpowiedziach na komentarze, ale chyba tego w postach nie wychwyciłaś, tylko dalej uparcie mi powtarzasz pół roku to, pół roku tamto, pół roku siamto.
UsuńNie muszę każdego spotkania tutaj zaznaczać, bo zwyczajnie nie czuję takiej potrzeby wywlekania na forum publiczne każdej naszej rozmowy, każdego wspólnie spędzonego dnia. Jak jest jakaś typowa okazja typu urodziny, święta czy Barbórka owszem, pisałam posty o spotkaniach, o obchodach, ale zwyczajnych opisywać nie będę choćby ludzie myśleli, że się i rok nie widzimy, bo nie ma o tym wzmianki na blogu.
Niech sobie będzie idealny, zauważyłam już dawno, że tak myślisz i nie musisz mi w kółko tego powtarzać. Żyj sobie w tym swoim idealnym świecie, a ja będę sobie żyła w swoim, może nie idealnym, ale innego nie potrzebuję. Nie musisz się martwić. ;]
A gdyby jednak dostał albo Ty byś dostała? A gdyby ktoś z rodziny zachorował i jedno by musiało na dłuższy czas wyjechać żeby go wspierać, albo żeby zarobić więcej pieniędzy na leczenie? Nie tylko sprawy zawodowe mogą oddzielić.
Nie życzę Ci tego nigdy, a Twojemu partnerowi współczuję jak kiedyś usłyszy że nie może się realizować albo komuś pomóc bo Ty nie wytrzymasz.
I szczerze mówiąc nie wiem, po co tu komentujesz. Żeby mi pokazać, ze jesteś lepsza? Że masz lepiej? Rozejrzyj się dookoła, poczytaj. Wejdź choćby do Sabiny, która nie widywała swojego obecnego męża dłużej niż ja, u nich było nawet to pół roku którego tak zawzięcie się uczepiła. I da się. Wiesz dlaczego? Bo miłość to nie tylko pieprzenie się i opowiadanie o tym światu. Miłość to wytrwałość i wsparcie, tak, mam je! A jeśli nie potrafisz tego zrozumieć, to jeszcze długa droga przed Tobą. studia czy osiem godzin za biurkiem kiedyś się skończą. Wtedy wszystko się zweryfikuje.
Pisałaś,że znosisz krytykę :) A nie musisz współczuć mojemu narzeczonemu. Jak napisałam wyżej w komentarzu. ZWIĄZEK USKRZYDLA A NIE JEST KLATKĄ DO POŚWIĘCEŃ :) Sama się uczepiłaś moja droga. I w życiu są po to problemy by je rozwiązywać. Zawsze jest możliwość spotkania się, są pociągi, są samochody. Sama napisałaś nie raz, że widzieliście się na Barbórce a potem dopiero w marcu się zobaczycie / a potem,że dopiero w kwietniu :) Więc to kawał czasu.
UsuńA Twój partner realizuje się w górnictwie i nie możecie się widywać? Bo nie rozumiem po co się uczepiłaś tego :) Widzisz, nie życzy się nikomu choroby ani nie wymyśla się takich rzeczy... Ale jak to poruszyłaś to widzisz... Jak zakłada się rodzine, myśli o dziecku to nie wyobrażam sobie zostawiać męża i dzieci i jechać zarabiać na leczenie ciotki/matki/ babki. Ani tak samo nie wyobraża sobie tego on. A jeśli Ty albo Twój partner bylibyście w stanie zostawić jedno drugiego z dzieckiem albo samego to... Cóż :) Chyba nie mamy o czym rozmawiać. Zostanę w moim idealnym świecie :)
A poza tym... Pieprzenie się i osiem godzin za biurkiem? Kobieto... Piszesz o krytyce a sama obrażasz? Mam notki o pieprzeniu się? Przeczytałaś może dwie i na tej podstawie to piszesz :) Bo jakoś nie widzę u mnie notek o pieprzeniu się :) A pisałam o chorobie, o byciu przy sobie na dobre i złe... A Ty widziałaś u mnie pierdolenie się ! Brawo, niezły popis. Nie zniżę się do Twojego poziomu. I nie będę nikomu życzyć źle jak Ty, masz rację, studia kończę za rok - zaoczne. Pracuje i studiuje - więc mega się opierdalam :) A mój mężczyzna pracuje i zarabia za biurkiem bo studiował i uczył się by mieć dobrą pracę. Nie zazdrosć komuś tego, że może pracować lżej niż w górnictwie.... Myślałam,że masz więcej rozumu.
UsuńCzytałam te wcześniejsze, te, które znikały po kilku godzinach. :)
UsuńA komu ja zazdroszczę? Jejku. Ja mojego Górnika za nic bym nie zamieniła na innego. Boję się, ale mimo wszystko jestem dumna. Z tradycji, z historii. Z jego zaangażowania, odpowiedzialności i zajebiście wysportowanej sylwetki, na którą poza pracą nie poświęca ani minuty.
Mój rozum to już moja sprawa. Przynajmniej jest na tyle rozwinięty, że przyjmuje do wiadomości zdanie innych, rozważa je, a nie tylko zamyka się w pewnych ramach i uważa za złe wszystko to, co jego zdaniem od tej normy odbiega.
Nie znikały po kilku godzinach :) I życzysz źle i to przemawia zazdrość. Przeczytaj co napisałaś :) Że pierdole się i studiuje, a osiem godzin za biurkiem i studia się skończą. I nie widzę by był rozwinięty ;p raczej przykurczony skoro wypisuje takie bzdury.
UsuńZmiana adresu bloga czy nazwy profilu nie sprawi, że ludzie od razu zapomną o tym, co pisało się pod starymi danymi. :)
UsuńA czy ja piszę by zapomnieli ? :) Przecież pisałam,że zmieniam, nawet przypominałam się :) Nie wstydzę się tego co pisałam :) I odwracasz kota ogonem od swoich złośliwych słów. Ale jeśli Ci tak lepiej... To niech Ci ulży :)
UsuńPięknie to wszystko napisałaś... ja właśnie się rozstałam, sama zerwałam. I fakt, to była dobra miłość, długa, ale... ileż można słuchać posądzeń o zdrady, ileż można znieść kłamstw i oszustw? Wierzę, że gdzieś tam czeka na mnie wymarzony telefon - doczepiając się do Twojego porównania - o który będę dbała i który nie będzie chciał mi się zepsuć :)
OdpowiedzUsuńCiężko żyć z takimi oskarżeniami, to prawda... Sama nie miałam z tym do czynienia, ale wyobrażam sobie ile może kosztować taki brak zaufania... Chyba jesteś typem optymistki?:) Ja bym pewnie przeżywała jak nie wiem, a Ty tak spokojnie piszesz o tym.
UsuńNa pewno trafisz na takiego kogoś.:)
Piszę o tym na spokojnie, bo przez ostatnie lata wylewałam łzy ilekroć mnie rzucał, zostawiał, wyzywał od psychicznie chorych... a potem się cieszyłam, że mnie chce z powrotem. Teraz jest mi lżej, chociaż głupia mam wyrzuty sumienia, że jemu źle...
UsuńOby :)
Miłość, niektórzy chyba jej nie rozumieją, albo nie są na nią gotowi. Napisalaś co uważasz i czujesz, nie każdy musi się z tym zgadzać, bo nie jest Tobą. I tego się trzymaj. Pozdrawiam Cię ciepło.
OdpowiedzUsuńTo prawda, nie każdy musi się zgadzać i może to napisać, ale ciągłe "ja,ja,ja"... no to jakieś jaja są;) nie będę się dostosowywać tylko dlatego, że ktoś ma inne wyobrażenie/ a i tak to ostatecznie czas wszystko weryfikuje, kto zostanie za 10 lat, 50...
UsuńPodsumuję to śpiewająco: "W życiu piękne są tylko chwile..." I o nie należy dbać :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, dla tych chwil warto żyć:)
UsuńMiłość moze się skończyć, ale lepiej się cieszyć wspólnymi chwilami ;)
OdpowiedzUsuńtrzeba doceniać co się ma, żeby nie było za późno:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńmoj blog to nie tablica ogłoszeń dla spamerów.
Usuńludzie zawsze zdradzali i zdradzać będą, ile się ja na wsi osłuchałem co która dziś babcia w swoich latach wyczyniała. Przyszło by którejś z dzisiejszej kobiet uprawiać miłość z kierownikiem budowy na starym kożuchu, z sąsiadem na kopce siana czy w zaparkowanym pustym autobusie albo podczas wesela za remizą opartą o płot? zgadzam się, że dziś nie potrafimy docenić tego co mamy i oczekujemy zbyt wiele od siebie nie patrząc na to jak wiele powinniśmy sami jeszcze zrobić
OdpowiedzUsuńmoże nie tyle od siebie, co od innych... wymagamy, wymagamy, a sami nie potrafimy od siebie dać tego samego. i bach, koniec idealnego związku ;)
UsuńŚwietny wpis. Właśnie sama zastanawiałam się ostatnio nad tym wszystkim. Wszystko się kiedyś kończy, nic nie trwa wiecznie. I tak mi ciągle wracają w myślach fragment pewnej piosenki, że "z miłości leczy tylko śmierć".
OdpowiedzUsuńKiedyś sądziłam, że najważniejsze są deklaracje, zapewnienia. Dzisiaj wiem, że to nieważne. Ważne jest budowanie wspólnych wspomnień i spędzanie razem chwil, w których te wspomnienia się buduje.
W pewnym sensie miłość rzeczywiście się kończy, bo z biegiem czasu się zmienia. Mija początkowa fascynacja, nadchodzi czas spokoju, stabilizacji... I każdy etap kończy się, żeby mógł nadejść nowy, a czy będzie lepszy, czy gorszy - zależy tylko od nas.
UsuńDziadkowie moich przyjaciółek w weekend obchodzili złote gody, w kontekście tego co napisałaś to niesamowite. Tym bardziej, że moja nauczycielka prowadzi poradnię małżeńską, ostatnio mówiła, nam, że 60% małżeństw zawartych w ostatnich 5 latach (mam nadzieję że dobrze to zapamiętałam) skończyło sie rozwodem. Z jednej strony takie przykłady godne naśladowania, z drugiej zastraszające statystyki.
OdpowiedzUsuńMoi dziadkowie również mają w tym roku 50tą rocznicę, właśnie dlatego wspomniałam o tym okresie w poście. Niesamowite!
UsuńA rozwody... wystarczy się rozejrzeć, ciągle ktos się rozstaje, rozwodzi... Statystyki? Okropne! I czuję, że z biegiem lat będą coraz gorsze:/
Widzisz - jedni doceniają małe gesty w związku, inni nie. I to wynika często z przeszłości. Ja np. wiem, że potrzebuję bardzo wiele uwagi, bo za dzieciaka poczułam się ogromnie odrzucona. Natomiast jasne - warto się uczyć doceniać drobiazgi... tylko czasem one nie wystarczą.
OdpowiedzUsuńA co do wymiany partnerów... ciężko mi coś powiedzieć. Należę raczej do tych, którzy trwają przy jednym. Drugi człowiek to nie rzecz. Wchodząc w związek liczę się z tym, że obcuję z cudzymi emocjami i wchodzę w dość intymne strefy osobowości.
To prawda, każdy inaczej do tego podchodzi i masz rację, jednym wystarczy mniej, inni potrzebują więcej i to normalne.
UsuńLudzie to nie rzeczy, a często są tak traktowani. Niestety człowiek zakochany to w pewnym sensie człowiek słaby, bo wiele jest w stanie zrobić dla tej osoby i często jest to wykorzystywane.:<
Wydaje mi się, ze wszystko zależy od dwojga ludzi, ich dojrzałości oraz czy potrafią rozwiązywać swoje problemy, dochodzić do kompromisu itp. Ja jestem wieczna optymistka i wierzę, że moje małżeństwo przetrwa, w końcu przysięgaliśmy sobie "póki śmierć nas nie rozłączy" .
OdpowiedzUsuńDo pewnego czasu nie wiedziałam nawet, że ten optymizm i przekonanie, że razem przetrwamy moze być tak mocne.
UsuńObecnie rozwody brane są masowo. Kiedyś pewnie też by było ich więcej, ale nie wypadało - bo co ludzie pomyślą, bo przyrzekało się przed Bogiem itd. Myślę, że w przyszłości coraz mniej będzie małżeństw, które przeżyją ze sobą 50-60 lat.
OdpowiedzUsuńTo też prawda, co ludzie powiedzą było pierwszym argumentem na nie... Ale może w części pozwalało to naprawić relacje... Oczywiście nie twierdzę, że wszystkie, aż taką optymistką nie jestem.
Usuńtemat rzeka.. miłość: początek i koniec? A może walka o utrzymanie?
OdpowiedzUsuńA może początkowe zauroczenie, źle odczytane?
Nie wiem, czy jest mi dane wypowiadać się na temat miłości, wiem jednak, że dla jednych miłość to wspólne pocałunki, spacery.. dla innych to zrobiona kanapka, czy ciepły obiad jak wraca do domu..
JA jedynie boję się zatracania tego co ważne, poprzez pędzący czas :(
Każdy ma inną definicję miłości i inne oczekiwania. Można pisać, gdybać, proponować, ale narzucanie komuś swojego zdania jest jak wmuszanie w kogoś czegoś, czego nie lubi.
UsuńMasz zupełną rację. Ten wiem to wiek internetu. Może poznać miłość swojego życia, ale można zostać oszukanym po jakimś czasie. Nie za bardzo ufam internetowi. Mam do niego sceptyczne podejście. Czasem nie potrafimy docenić drugiego człowieka. Właśnie dlatego według mnie są rozwody. Ale co ja mogę wiedzieć o miłości. Na razie mam tylko marzenia. Nigdy jeszcze nie poczułam motylków w brzuchu :)
OdpowiedzUsuńhttp://dziennik-ali.blogspot.com/
Powiem Ci z własnych odczuć, że lepiej poczekać i trafić na tego z którym będzie się już zawsze, niż szukać wśród innych. Teraz bym wiele dała, żeby obecny był moją pierwszą miłością, warto poczekać. :)
UsuńKiedyś życie po prostu było inne. Czasami lepsze czasami gorsze , czasami lżejsze , czasami cięższe. Ale na pewno nie było takie wyobcowane jak teraz .
OdpowiedzUsuńJak sięgam pamiecią wstecz nawet jako dziecko czy nastolatka , wszystko wokoło było inne. Inne były też relacje międzyludzkie. Postęp cywilizacyjny zabija w nas zwykłe ludzkie odruchy.
Teraz częściej siedzimy przed telewizorem , z nosem w telefonie czy laptopie niż mamy kontakt z żywym człowiekiem. Mnie po trochu też to dopadło ale już się z tego otrząsnełam. Dlatego moje bywanie przy komputerze odbywa się tylko kiedy nie ma rodziny. Życie jest za krótkie aby poświecać więcej czasu wirtualnemu światu niż temu co mamy realnie.
Wspaniale jest poznawac nowych ludzi przez internet , ale najbliżsi powinni być na pierwszym miejscu
Pozdrawiam
Postęp cywilizacyjny zabija w nas zwykłe ludzkie odruchy. - Podoba mi się to podejście. NIestety są i tacy, którzy uważają, że jesteśmy gorsi, bo nie mieliśmy laptopów czy tabletów od najmłodszych lat, nie siedzieliśmy przed nimi tylko na boisku. Ciekawe dokąd to zmierza... Do całkowitego wyobcowania, spotykania się tylko "na fejsie"?
UsuńPrzekłada się to nie tylko na relacje między znajomymi, ale również partnerami... Dlatego jak my się widujemy, to ograniczamy do minimum czas spędzany przed komputerem, ot pocztę sprawdzić, wiadomości, czy ktoś nas gdzieś nie ciągnie i tyle. Co za dużo, to niezdrowo.
Pesymistka niech łyknie Prozac:)) Miłość po 30-stu i 50-ciu latach jest możliwa, sama jestem takim przykładem:)).
OdpowiedzUsuńŻe jest inna - to nawet lepiej. Trudno oczekiwać, że druga osoba będzie się tak samo zachowywać, jak w wieku 20-stu lat, ślepo zakochana, idealizująca, egoistyczna, zaborcza. Nie wytrzymałabym z kimś takim.
Najpiękniejszą rzeczą jest osiągnąć podeszły wiek razem i nadal trzymać się za ręce na spacerze, jak moi rodzice. Tylko do wszystkiego trzeba mieć zdrowe podejście. I zrezygnować z tej zaborczości, idealizowania, egoizmu...
Oj też bym tak chciała - i mam kolejny blogowy wzór pokazujący, że można!
UsuńA że uczucie jest inne.. Też nie oczekuję, że za ileś tam lat będzie tak jak teraz. Niech będzie dobrze, z tym wsparciem, oddaniem.
Ja z kolei z moim Mężem już mieszkam ale....zgodzę się w pełni. Najważniejsze są chwile, najważniejsze są gesty, współdzielone, a nie jakieś oczekiwania. Jesteśmy ze sobą prawie 7 lat i stale to doceniamy. I chyba dzięki temu, to wszystko trwa tak pięknie:)
OdpowiedzUsuńAczkolwiek, mam wrażenie, że ludzie nie rozwodzili się, bo nie wypadało. Bo jwednak...mentalność była inna. I nawet jak chłop bił, to nie wyadało. I wcale tak wielu szczęśliwych związków nie było. Przeszłość wydaje nam się ładniejsza, bo nigdy w niej nie żyliśmy.
Mam nadzieję, że już zawsze będzie pięknie:)
UsuńTo chyba najtrudniejsze, żeby wspólne życie nie zabiło tych chwil tylko dla siebie... Ale mogę się mylić.
Wiesz, nie jestem aż taką optymistką, żeby wierzyć, że wcześniej wszystkie związki były idealne. Jednak ten strach o ludzkie gadanie mógł też sprawiać, że ludzie dwa razy się zastanawiali zanim powiedzieli "koniec". Teraz łatwo się wyprowadzić, a kiedyś z obawy przed innymi chęci do tej walki mogły być większe.
ja czekam na dobrego męża, który będzie mi wierny i przeznaczony... ot romantyczka ze mnie:)
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze! Wymagania też trzeba mieć, w granicach rozsądku :)
UsuńDziś świat się zmienia, nie wpaja się ludziom zasad, a przecież są one ważne, ludzie rozwodzą się też z takiego powodu, że nie chcą nad sobą pracować po co się wysilać jak można poznać kogoś nowego ? - taki typ myślenia jest niewłaściwy. Docenianie chwil wspólnie spędzonych to podstawa związku.
OdpowiedzUsuńCiekawie napisałaś
pozdrawiam
dobrycoach.bloog.pl
No właśnie, zamieszkają na osiedlu gdzie nikt ich nie zna poza pewnie najbliższym sąsiadem i można zmieniać, jedna, druga, trzecia... Tylko co potem na starość... samotność?
UsuńOpisałaś kilka niezwykłych momentów ważnych dla was obu. To bardzo odważne pisać o takich rzeczach, bo to w końcu bardzo intymne, ale kurczę, to jest piękne! Opisałaś kilka chwil z życia, ale poczułem się, jakbyś wyłożyła mi tu cały wasz związek. Dbaj o niego, bo to co macie, to najważniejsza rzecz na świecie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńindywidualnyobserwator.blogspot.com
Te najważniejsze, naibardziej intymne rzeczy zawsze pozostaną między nami, blog to nie miejsce na takie szczegóły, a popularność na siłę, kosztem prywatności to nie dla mnie ;)
Usuńdzięki:)
Ludzie zdradzali wieki temu - z tą różnicą, że zakopywali ten fakt głębiej niż nieboszczyka na cmentarzu.
OdpowiedzUsuńCo do trwałości (lub nietrwałości), dobrze pasują słowa Edwarda Stachury:
"Cokolwiek pomiędzy ludźmi kończy się – znaczy nigdy nie zaczęło się".
nie znałam tego cytatu, ale sporo w nim racji.
UsuńZakochana jestem w twoim glogu blondynko! Moze dlatego, ze ja blondynka i to w cholere dumna blond mama? Jestem i bede wracac tu! 😘
OdpowiedzUsuńdziękuję, to miłe :)
Usuń