Wiecie... wiele razy się zastanawiałam gdzie jest granica mojej naiwności. Wybaczałam różnym ludziom różne rzeczy, bo przecież tak bardzo mi zależało. Za każdym razem zdawałam sobie sprawę z tego, że robię źle, bo w końcu będą to non stop wykorzystywać...ale mimo tego nie potrafię nie ufać. Taka już jestem... a może byłam?
Dziś chyba dotarłam właśnie do tej granicy, do ściany za którą -mam nadzieję- nie przejdę. Mało tego, przywaliłam w tę ścianę z mega siłą. Bolało.
Kiedyś, lata temu, kiedy wyjechał ktoś dla mnie ważny myślałam, że nic nigdy nie będzie się równało z tą stratą. Myliłam się, tak bardzo się myliłam.
Wszystko w co wierzyłam, wszystko na czym mi zależało w jednej chwili zniknęło. I nie ma już nic, kompletna pustka...
Znacie to uczucie kiedy wali się świat? Kiedy z dnia na dzień okazuje się, że trzeba nagle wytargać całą stronę marzeń związanych z tym jednym sercem, bo żadne z nich się nie spełni, nigdy?
Kiedy nie można powstrzymać łez, kiedy o dobrych chwilach przypomina wszystko - chmury, gwiazdy, dźwięk wiadomości... Kiedy zamyka się oczy i zaczyna docierać że ktoś, komu się ufało nad życie tak naprawdę na to zaufanie nie zasłużył...że go nie ma i nigdy nie będzie.
Najmocniej skrywane tajemnice, sprawy, o których wiedzieli tylko nieliczni i o których nikt nigdy więcej się nie dowie. Długie godziny rozmów, wsparcie, zamartwianie się... Nieprzespane noce, straszne sny, strach, niepewność... Wszystko na nic.
I nic już nigdy nie będzie takie samo.
Ja nigdy nie będę taka sama.
Cóż.. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że było warto zrobić to wszystko... No bo cóż innego mi pozostało? Mogę płakać, krzyczeć, milczeć, nie spać, nie jeść, a to i tak nie zmieni nic. Lepiej nie będzie. Gorzej raczej też nie.
Decyzja podjęła się za mnie... Choć nie mogę powiedzieć, żebym była z tego powodu jakoś mega szczęśliwa.
Chcę na mecz, na Unię. Krzyczeć na całe gardło Zeeeet Kaaaaa eeeeeS, wyłączyć myślenie na te przynajmniej dwie godziny... Byle do soboty... I niech ten tydzień szybko zleci, bo wiem że będzie okropny...
Haha, wczoraj zaczynając ten post stwierdziłam, że dotarłam do granicy mojej naiwności. Już teraz wiem, że się myliłam, wiecie? Ja ciągle gdzieś tam w środku mam nadzieję, że to jednak nie jest prawda... Że to tylko kolejne nerwy, które się wymknęły spod kontroli, że za chwilę ekran się zaświeci, bo przyszedł sms w którym przeczytam, że to wszystko nieprawda.
Chyba nie ma dla mnie ratunku...
Been there.
OdpowiedzUsuńAle wiem też, że nie ma takiego dołu, z którego człowiek by się nie podniósł. Kto da radę, jak nie my?
tak, wiem, w końcu musi być dobrze.
UsuńTrzymam kciuki za Ciebie i mocno tulę
OdpowiedzUsuńdzięki. :)
UsuńRatunek, jak to nazywasz, przychodzi czasem niespodziewanie, albo zwyczajnie - zaczyna brakować już łez i wychodzi się spod kołdry wyjrzeć na świat...
OdpowiedzUsuńNie czekaj na smsa, zrób coś, co długo odkładałaś lub idź na maraton do kina.
Wiem, że łatwo radzić, gdy nie jest się w Twojej sytuacji, ale dawno temu byłam i o dziwo, świat sie nie skończył...
Trzymam kciuki za rychłe słońce na Twojej twarzy:-)
w zasadzie to nie siedzę pod kołdrą, latam z jednego miejsca do drugiego i ciągle coś robię, ale najgorzej właśnie wieczorami, kiedy każda próba zrobienia czegoś dla siebie kończy się niepowodzeniem.
UsuńMasz to, co większość ludzi - oceniasz innych po sobie. Jeśli jesteś uczciwa, serdeczna, ufna, to myślisz tak samo o innych. I obrywasz rozczarowania, bo inni są ... inni.
OdpowiedzUsuńTak jest i nic z tym się nie zrobi. Ale zawsze trzeba wierzyć, że wpadniesz na kogoś równie uczciwego i ufnego. Więc nie mów takich rzeczy, że nie ma dla ciebie ratunku. Ratunek jest zawsze, tylko czasem trzeba na niego trochę dłużej poczekać.
Wiesz ile czasu musiała sterczeć na wieży ta księżniczka???
Ale się doczekała:))))
Wszystko będzie dobrze.
Może coś w tym jest, skoro ja bym czegoś nie zrobiła to myślę, że inni też nie... a potem za to dostaję po tyłku i ciężko mi uwierzyć, że tak w ogóle można...
UsuńNie chcemy tego przyjąć do wiadomości, ale tak naprawdę mamy tylko siebie. Siebie samych.
OdpowiedzUsuńKażdy może nas zdradzić i oszukać. Ale chyba lepiej dla własnego zdrowia trochę ufać ludziom. Bo inaczej życie nie miałoby żadnego sensu.
Pozdrawiam:)
Trochę tak, ale ja chyba za bardzo... Pora to zmienić.
UsuńKażdy, kto odchodzi z naszego życia zabiera kawałek nas samych. I chyba to boli najbardziej.
OdpowiedzUsuńTo prawda... nawet jeśli nie odchodzi tak dosłownie.
UsuńNie wiem co napisać, bo cokolwiek napiszę i tak Cię przecież nie pocieszy, nie pomoże Ci. No ale może to wszystko co się wydarzyło miało Ci coś pokazać, czegoś nauczyć... Nie wiem... Ale wiem, że po każdej burzy wychodzi słońce i zapewne w Twoim życiu to słońce się ukaże. Nie wiem kiedy, ale się pojawi...
OdpowiedzUsuńtak, wiem, nawet tęcza potrzebuje deszczu. :)
UsuńPrzytulam Cię mocno. Rozumiem Twoje stany świetnie - jesteśmy w tej samej czarnej dupie, ale to minie. Minie. Minie!
OdpowiedzUsuńmusi minąć. :)
UsuńDla każdego jest ratunek jeśli tylko będzie chciał się uratować. Cóż...Nie wiem jaka jest Twoja sytuacja dokładnie,ale może pogadaj z kimś zaufanym z rodziny czy przyjaciółką/przyjacielem i ona/on Ci doradzi.
OdpowiedzUsuńPocieszę Cię,że nie tylko Ty jesteś naiwna. Jak przynajmniej sądzisz. Ja też jestem i to nawet za bardzo. Ale cóż,kto nie ryzykuje ten nie zyskuje.
to prawda, czasem warto zaryzykować.. i nie można też ze skrajności w skrajność, traktować każdą kolejną poznaną osobę jak ostatniego drania i nie ufać bo na tym nic się nie zbuduje... tylko gdzie ta równowaga...
UsuńTrudno jest napisać coś pod takim postem, ale życzę Ci naprawdę dużo siły i wytrwałości w decyzji, którą podejmiesz, jakakolwiek ona będzie. :)
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńHm, nie wiem, skoro ufasz każdemu jak leci, nawet jak Cię oszukuje, może warto spróbować jakiejś rozmowy z psychologiem (behawioralnym) na ten temat?
OdpowiedzUsuńmoże i by się przydało... ale na wsi kogoś dobrego znaleźć to chyba z cudem graniczy, nie wiem nawet czy jakikolwiek będzie.
UsuńKochana moja :*
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńZawsze boli kiedy się dowiadujemy że ktoś nie jest godny naszego zaufania. Trzymaj się ;*
OdpowiedzUsuńjakoś się poukłada:)
UsuńPiszesz trochę enigmatycznie, ale mam nadzieję, że już jest lepiej. Uczucie, kiedy wszystko wali się na głowę, jest mi dobrze znane, niestety. Oby Ci się poukładało!
OdpowiedzUsuńtrochę tak, przynajmniej szok minął i jestem w stanie myśleć bardziej racjonalnie niż na początku.
UsuńNiestety ludzie są rozni, mnie też sporo życie nauczyło i do wielu sytuacji podchodzę z wielką rezerwa, tak samo jak próbuje dzielić moje zaufanie,żeby potem się nie rozczarować. Albo mi się wydaje albo tak jest,ale kilka a może kilkadziesiąt lat temu ludzie byli inni,mniej ranili, dotrzymywali danego słowa albo nie znikali tak po prostu.
OdpowiedzUsuńno może... albo po prostu mniej było okazji do takich sytuacji, mniej wyjazdów, znajomi to przeważnie "znajomi znajomych", każdy się zna, może coś opowiedzieć.
UsuńKomentowaam już kilka dni temu, ale nie wiem czy mój komentarz się zapisał, bo miałam problemy z internetem. Nie chciałabym się już powtarzać, więc zapytam tylko jak się czujesz? Może omocje już nieco opadły? Ściskam mocno
OdpowiedzUsuńnie, nie zapisał się, ale rozumiem, też tak często mam że coś piszę, a potem błąd i nie da się przywrócić :(
Usuńtrochę lepiej jest, zaskoczenie minęło.
kochana martwię się o Ciebie... z posta na post coraz smętniejszy klimat...
OdpowiedzUsuńw końcu minie, jakoś się wygrzebię z tego.
Usuńchciałabym tak...
OdpowiedzUsuń