poniedziałek, 30 maja 2016

Wybrańcy bogów umierają młodo...

Nie myślałam, że wrócę tutaj w tak smutnych okolicznościach.
Kilka dni temu napisałam nawet post, ale tuż przed opublikowaniem pomyślałam sobie: po co tutaj wylewać smutki, przecież on sobie poradzi, wyjdzie z tego na pewno, a wtedy będę mogła tutaj pisać o wielkim szczęściu i spełnionych nadziejach. 
Niestety los chciał inaczej.
Niedziela, 22 maja. Kilkanaście tysięcy żużlowych serc niecierpliwie czeka na rozpoczęcie kolejnej kolejki najlepszej polskiej żużlowej ligi. 
Kilkanaście tysięcy żużlowych serc,  a wśród nich te biało niebieskie, liczące wreszcie na zwycięstwo tarnowskich Jaskółek.
A wśród nich moje.
Tak, miałam tam być. Siedzieć na stadionie drużyny z Rybnika i wbijać paznokcie zaciskając kciuki bardzo mocno, czekając na upragniony, pozytywny dla nas wynik.
Nie wyszło, znów... Kolejny raz, kolejne obietnice, rozczarowania.
Pozostała relacja online, równie ważna, choć pozbawiona całej tej niesamowitej stadionowej atmosfery, dopingu, charakterystycznego zapachu.
Pierwszy bieg, początek drugiego.
Niesprawny motocykl jednego z zawodników tarnowskiej Unii, Krystiana Rempały, jednak w ostatniej chwili przed wykluczeniem jego ekipie udaje się podstawić mu inny.
Tego, co działo się później nie jestem w stanie odtworzyć, opisać tutaj, mimo, że oglądałam ten moment przez ostatni tydzień setki razy. 
Koszmarny upadek, zerwany kask, połamany motocykl... 
Ciężkie obrażenia, szybkie decyzje, transport do szpitala.
A później długie godziny oczekiwania: na wiadomości z przebiegu operacji, na jakąkolwiek poprawę stanu zdrowia Krystiana... Wsparcie kibiców z całej Polski, niezależnie od barw klubowych. Najwięksi wrogowie razem na mszach w intencji jego zdrowia, na stadionach. Cała żużlowa Polska razem. 
Nie doczekaliśmy się.
Sobota była dla mnie dniem bardziej niż dobrym.
Kolejny mecz na Z3, w miejscu, bez którego żyłam tak długo i bez którego żyć już nie chcę. Kolejne zwycięstwo, tak ważne, jeśli nasze piłkarskie Jaskółki chcą pozostać w nowej trzeciej lidze. 
Wielka radość, podśpiewywanie pod nosem, spacer po mieście, powrót do domu...
I ta najgorsza wiadomość, o której przeczytałam w miejscu, gdzie ta sportowa miłość się rodziła. 
Strona za stroną, niedowierzanie, kolejne czarno białe zdjęcia, wirtualne znicze... 
To nie może być prawda...
Spontaniczne pożegnanie Krystiana pod tarnowskim stadionem, dziesiątki ludzi, znicze, szale klubowe. Smutek, łzy w oczach... 
Nie zawiedli lekarze, trenerzy, kibice. Zawiodła jak zwykle tylko telewizja, która żyje już tylko Euro 2016 i jedyne, na co mogliśmy liczyć to krótkie, kilkuminutowe wzmianki. 
Oni zapomną, my nie zapomnimy nigdy. 
Tak młody, ledwo skończył osiemnaście lat, a już odnosił sukcesy. Nadzieja polskiego żużla... Odszedł zdecydowanie zbyt szybko. I nie mam na myśli jedynie osiągnięć sportowych, ale również jego młody wiek.
Wygrał wiele  wyścigów... Przegrał ten najważniejszy... :(

Dzisiejszy poniedziałek również jest smutną datą dla wielu fanów czarnego sportu. Dwunasta rocznica śmierci zawodnika Falubazu, Rafała Kurmańskiego. Dwanaście lat od tego okropnego dnia, kiedy kolejny polski zawodnik zostaje znaleziony martwy w pokoju. 
Tym razem nie był to nieszczęśliwy wypadek na torze, przyczyniła się do tego w jakimś sensie mentalność polskich, niezadowolonych kibiców. 
Młody, zdolny. Przywożący w prawie każdym meczu dwucyfrowy wynik. Wystarczyło kilka słabszych spotkań, żeby rozpoczęła się nagonka na zawodnika z Zielonej Góry. 
Pamiętamy i będziemy pamiętać. Mimo, że inna drużyna, inne barwy. Nie zapomnimy.

A między tymi dwoma datami, między 28 a 30 maja ktoś jeszcze... Również w jakiś sposób związany z żużlem, choć kibicowsko, nie sportowo...

Trzy dni, trzy rocznice...
Skończ się już maju...