czwartek, 25 lutego 2016

Na F(ali).

Chyba nie powinnam dziś pisać zbyt dużo. Nie w momencie, kiedy małe marzenia spychane zawsze gdzieś na sam koniec kolejki nagle bardzo nieoczekiwanie nabierają kształtów niemal rzeczywistych. Nie w sytuacji, kiedy nie są już tylko zlepkiem przypadkowych obrazów, połączonych w jedną całość, spójną, ale jednak nierealną. 
Trzeba się zająć czymś bezpiecznym, szablonowym. Czymś, co nie niesie ze sobą żadnego ryzyka, jest zaplanowane i przemyślane od początku do końca, nie potrzebuje dodatkowo żadnych zwierzeń i wyjaśnień. 
Mój ostatni post z muzycznego alfabetu nie przyjął się dobrze wśród moich stałych czytelników, był chyba najsłabiej komentowanym wpisem z serii i większości z Was proponowane utwory nie przypadły do gustu. Mimo to osiągnął rekordową jak na możliwości mojego bloga liczbę wyświetleń i jako jedyny poszybował niemalże do magicznej granicy tysiąca wyświetleń. Nie udało się to innym wpisom, które figurują na liście najchętniej czytanych postów już od dłuższego czasu i szczerze mówiąc trochę zdziwiły mnie te szybujące w górę z prędkością światła słupki i to, że automatycznie wzrosła liczba wejść na moją stronę z wyszukiwarki Google. Postanowiłam kuć żelazo póki gorące i wrzucić kolejną dawkę dobrej (mam nadzieję) muzyki. Bo lubię. Bo ostatnio dużo więcej słucham. Bo nie mam siły na nic innego.
Chciałam napisać, żebyście się nie martwili, bo tym razem nie będzie samego rapu, ale szukam w pamięci, szukam na last.fm... i nie chce być inaczej. Jeśli nie lubicie, to posłuchajcie tylko Fabuły. Nie znam drugiej piosenki, która tak trafnie mówiłaby o przyjaźni, choć może w trochę wulgarny sposób.



Fabuła - Przyjaźń


Fenomen - Ludzie przeciwko ludziom


Fokus - Powierzchnie tnące


Fu - Dotyk anioła


Frontside - Wybraniec

środa, 17 lutego 2016

Dzień Kota.

Wiele jest na świecie świąt nietypowych, mniej lub bardziej potrzebnych, tych głupich, jak i tych poważnych. Jedne przechodzą bez echa i nawet nie zdajemy sobie sprawy ich istnienia, inne wypływają gdzieś w Internecie za sprawą ludzi, którzy udostępniają na swoich tablicach różnego rodzaju informacje wypatrzone  w sieci, a jeszcze inne sprawiają, że cały Internet nimi żyje i wprost nie da się ich nie zauważyć.
Jednym z takich świąt, które moim zdaniem powinny być bardzo popularne - i to nie tylko w Internecie - jest Światowy Dzień Kota, w Polsce obchodzony już od dziesięciu lat!
I o ile większość świąt nietypowych, jak choćby dzień pozdrawiania blondynek czy jazdy metrem bez spodni jest moim zdaniem bez sensu, o tyle Dzień Kota próbuje zwrócić uwagę ludzi na los zwierzaków, głównie kotów, bo nie zawsze mają one w życiu łatwo.
Na wsi nie ma bezdomnych kotów. Wieś to zapasy, pełne stodoły, góry zboża. Wieś to myszy, których trzeba się pozbyć. Można w tym celu rozkładać trutki, wymyślne pułapki...ale po co, skoro dużo bardziej bezpiecznym i przy okazji ładniejszym sposobem jest wypuszczenie na łowy kota? 
Mruczącego futrzaka zawsze ktoś przygarnie, nawet, jeśli nie obdarzy wielką miłością, to z pewnością nie przegoni ze swojego podwórka i z wdzięcznością podsunie od czasu do czasu lepszy kąsek w podziękowaniu za pilnowanie zapasów przed gryzoniami.
Niestety w mieście nie jest tak kolorowo. Nie każdy może pozwolić sobie na przygarnięcie bezdomnego kota, nie każdy przebrnie przez próby nauczenia dorosłego kociaka z ulicy jak ma korzystać z kuwety i dlaczego nie wolno mu wkładać pyszczka w talerze domowników. 
Poza tym (i dla mnie to jest niepojęte) wielu ludzi nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele obowiązków niesie ze sobą posiadanie kota i wiele nietrafionych futrzastych prezentów ląduje potem na ulicy lub w schroniskach.
Schronisko daje takiemu futrzakowi szanse na przeżycie, ulica niestety nie zawsze. Kociaki często są głodne, niewysterylizowane kotki rodzą kolejne maluchy, które również będą żyły na ulicy. A ile z nich ginie pod kołami samochodów... 
Koty, choć miłe i przyjacielskie nie zawsze mają w życiu łatwo. Oprócz pełnej miski i ciepłego kąta potrzebują też miłości, za którą potrafią się odwdzięczyć uroczą mruczanką i ciepłem, gdy za oknem deszcz i wiatr.
Ja sama nie wyobrażam sobie życia bez kota i na szczęście Górnik też nie, odkąd ma swoją puszystą bestię. Jego kociak prawdopodobnie z nami nie zamieszka, ale z pewnością przygarniemy innego kota. Marzy mi się Maine Coon, albo Norweski Leśny - duży i puszysty. Jednak nikt nie wie jak się ułoży i może oprócz tego damy dom jakiemuś futrzaczkowi po przejściach? Bardzo bym chciała, mam nadzieję, że znajdziemy takie tolerancyjne kociaki, które nie będą broniły zaciekle swojego terytorium i będą mogły razem zamieszkać.

A jak dzień kota, to nie może zabraknąć kocich zdjęć! :)














piątek, 5 lutego 2016

A może by tak... E?

Ferie się skończyły, a ja mam wreszcie święty spokój. Wysypiam się, telewizor nie jest włączony prawie 24/7, żyć nie umierać! Tylko do pisania jakoś nie mogę się zebrać, mam nadzieję, że to tylko chwilowe.. Bo pisać mam o czym, naprawdę. 
Niedawno wspominałam, że nasze posylwestrowe pożegnanie będzie już ostatnim, ale niestety - będą jeszcze inne, bo prawdopodobnie zamieszkamy razem dopiero w połowie roku. Powodem tego jest fakt, że znaleźliśmy kapitalne mieszkanie - fajnie wyposażone, niewymagające remontu, nie za małe, w świetnej cenie, ale niestety wolne dopiero od czerwca... Więc nawet, jeśli formalności załatwimy wcześniej, to trzeba będzie czekać, aż obecny właściciel się wyprowadzi. Oczywiście szukamy dalej, czytamy, oglądamy, ale wątpię, że uda nam się znaleźć coś, co dorówna temu upatrzonemu. 
I tak mijają kolejne dni, jemu w pracy, a mi z szydełkiem. Dobrze, że w końcu się nauczyłam z nim pracować i że tak mi się to podoba, bo nie wiem jak bym zabijała te dni... A szydełko jest strasznym pożeraczem czasu, nim się obejrzę z 12:00 robi się 15:50, serial i dalej, aż czasem palce bolą. ;) Ale nie narzekam, mam co robić, wpada parę groszy, a jak uzbieram mały zapas zrobionych rzeczy to wynajmę sobie stoisko na jakimś kiermaszu świątecznym i też będzie fajnie. ;)
Nie mogę przecież całe dnie oglądać łóżek, wyposażenia kuchni, firanek, koców, czyli jednym słowem wszystkiego tego, czego nie mamy, a potrzebować będziemy, bo prędzej czy później bym zgłupiała. :P

Przy przeglądaniu tego czy tamtego warto sobie posłuchać czegoś dobrego, pora więc wrócić do mojego muzycznego alfabetu i przedstawić kilku wykonawców na literę E. I tutaj ku mojemu zaskoczeniu króluje rap, czyli coś, czego przez ostatnie miesiące w ogóle bym się nie spodziewała. jednak moja pamięć oraz last.fm zgodnie wskazują, że inaczej nie będzie. 


Eldo - Chodź ze mną


Eminem - Lose Yourself


Endefis - Nie zazdroszczę


Europe - The Final Countdown