piątek, 29 maja 2015

LBA pełne słońca. ;)

Wiem, wiem! Miałam nie dodawać tak często postów, bo potem nie mogę sobie poradzić z ogarnięciem komentarzy... Jednak chyba już czas pozostawić w tyle powyborcze rozważania - trudno, stało się, czasu nie cofniemy, wyboru nie zmienimy - musimy żyć dalej nawet jak banki mają szaleć, a pod nogami raz po raz będą wyrastały nowe pomniki.

Pogoda piękna i od razu jakoś tak bardziej optymistycznie.
Wreszcie przestało padać, rano obudziło mnie słońce i nawet siedzenie w pracy do 19:00 nie zepsuło mi humoru. Wielkie sprzątanie, Antyradio online...i jakoś poszło. ;)
I jest nawet jeszcze szansa, że reszta czereśni nie popęka, nie zgnije, tak jak te dojrzewające ostatnio w czasie deszczu. Może jeszcze zjemy coś dobrego, a może na jakieś ciasto starczy? :)
Poza tym niedługo znów się widzimy, mimo początkowych małych obaw wiem, że to będzie magiczny tydzień.
No i wreszcie odważyłam się dać ogłoszenie foto na pewnej stronie... ;o 
Cóż, amatorką jestem kompletną, ale przecież jak nie zacznę się uczyć fotografowania ludzi, to nie będę umiała. A może przynajmniej kilka ujęć będzie na tyle dobrych, że uda się zacząć budować portfolio na stronach typowo fotograficznych jak np. MaxModels? Chciałabym, bo widoki i zwierzaki przestają mi wystarczać. ;) Trzymajcie kciuki! :)
W planach jeszcze jednodniowa wycieczka w góry z pracy, ale się waham...
Dzieje się!:)
Kolejnym bardzo miłym akcentem kończącym maj jest nominacja do Liebster Blog Award, która przyleciała do mnie od Rudej Blondynki, za co serdecznie dziękuję. :)

Zasady zna pewnie każdy, więc bez zbędnego gadania zabieram się do roboty... Czyli odpowiadania na pytania. :)

1. Moją największą zaletą jest ... a wadą ….
Zaletą - chyba szczerość. Zawsze powtarzam, że lepsza najgorsza prawda niż kłamstwo. I to jedyna rzecz, która moim zdaniem może rozdzielić dwójkę kochających się ludzi. Szczerość jest podstawą zaufania, a zaufanie podstawą miłości.
No, ale ja znów nie na temat! Pozostańmy więc przy tym, że szczerość jest odpowiedzią na obie części pytania. ;)

2. Przyjaźń to dla mnie ...
Czy ja w ogóle wiem, co to przyjaźń? Nie szastam tym określeniem na prawo i lewo, jednak kilka razy w życiu naprawdę myślałam, że mam obok kogoś, kogo przyjacielem nazwać mogę. Niestety, czas wszystko zweryfikował i wraz z końcem szkoły posypały się nawet te kilkunastoletnie znajomości. 
Przyjaźń to zaufanie, wsparcie. To relacja, w której można dzielić wszystkie radości, ale i smutki. Przyjaciel to ktoś, kto nawet jak jest źle - nie odejdzie. A jak zrobi się największą głupotę - nie oleje, ale opierdzieli i da motywację do ratowania sytuacji. To ktoś, kto jest zawsze, choć na chwilę, nawet jak czasu mało. 

3. Kiedy dopada mnie chandra to ...
Pytam mojego Mężczyznę, czy ma czas pogadać, Jego głos nawet na odległość potrafi odgonić skutecznie każdego doła.
Idę skakać na skakance.
Albo robię ciacho...Choć to okropne przyzwyczajenie i muszę się go pozbyć.

4. Gdybym nie była tym kim jestem to byłabym ...
Grafikiem komputerowym, programistą z zespołu tworzącego gry na miarę Wiedźmina, albo pisałabym własne książki... Ale przecież tak jeszcze może być... Więc można bardziej puścić wodze fantazji i zamienić się w... Villemo albo Sol z Ludzi Lodu!:D

5. Gdyby na świecie wyginęli mężczyźni to ...
Pewnie bym się nie przejęła zbytnio. :D 
Choć po głębszym namyśle... Wtedy nie byłoby mojego Mężczyzny ani Wredniaka... O nie!

6. Pisanie bloga daje mi ...
Przede wszystkim uczy systematyczności - regularnego pisania, walki ze znudzeniem, szukania tematów nawet wtedy, gdy nic się nie dzieje.
Ponadto rozwija moje - na razie marne - umiejętności pisarskie. Ktoś, kto chce w przyszłości stworzyć coś dobrego musi pisać. Ćwiczyć, układać zdania, walczyć z powtórzeniami. Publikowanie swoich przemyśleń na blogu sprawia, że chęci są większe, 
No i oczywiście poznałam tutaj wiele miłych osób. :)

7. Najważniejsza osoba w moim życiu to ... i dlaczego ...
Nie ma co ukrywać - oczywiście to ten pan, który zajmuje całe moje serce i myśli prawie 24/7. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić co by było, gdyby z jakiegoś powodu to się skończyło. Wiele dzięki niemu się zmieniło. Pomógł mi oddzielić to, co było grubą krechą, uwierzyć w siebie.

8. Gdybym miała możliwość usunięcia z charakteru człowieka 3 wad to były by to ../.
Chciwość, fałszywość, nietolerancja.

9. Kiedy facet bez krępacji lustruje moją osobę mam ochotę mu powiedzieć ...
Ej, Ty, pokemona szukasz?; ;)

10. W tym roku na wakacje wybieram się ...
Pewnie nigdzie. Mieliśmy jechać pod Wrocław w piękne miejsce, ale chyba nic z tego nie wyjdzie i mój Górnik przyjedzie tutaj. Nieważne gdzie, ważne, że razem. :)

11. Moim największym życiowym sukcesem jest ...
Chyba już kiedyś padło to pytanie... Duże sukcesy jeszcze przede mną. ;)



Tradycyjnie nie nominuję nikogo. Miłego weekendu!:)

wtorek, 26 maja 2015

Powyborcze rozważania Blondynki.

No i stało się. Nadszedł ten długo oczekiwany (albo i nie, sądząc po frekwencji) dzień 24 maja, czyli druga tura wyborów prezydenckich.
Mobilizacja w obozie PiSowców musiała być spora, ale z drugiej strony - co się dziwić, skoro księża w czasie mszy świętej naruszali ciszę wyborczą zachęcając do głosowania na wiadomego kandydata...
Przyznaję, że w pierwszej turze również na naszego obecnego jeszcze prezydenta nie głosowałam licząc na jakiś 'powiew świeżości', z nadzieją, że może tym razem w drugiej turze nie spotkają się kandydaci dwóch czołowych partii politycznych, może tym razem jednego z nich (a najlepiej obu, ale nawet ja taką optymistką nie jestem) zastąpi ktoś inny, ktoś spoza koryta. 
Niestety nie udało się...
Przyszła druga tura, śledziłam trochę bardziej tę kampanię, oglądałam debaty, choć z góry było wiadomo przy którym nazwisku postawię krzyżyk na swojej karcie do głosowania.
Niestety to nie wystarczyło.
Wieczór wyborczy się opóźniał, przez Bogu ducha winną kobietę, którą za te półtorej godziny pewnie wielu by zabiło (gdyby nie to, że biedna już nie żyła...). Nie wiem skąd ta agresja, przecież to tylko półtorej godziny, które w obliczu pięciu lat urzędowania głowy państwa jest zaledwie chwilą.
A kiedy wyniki zostały przekazane nie żałowaliście, że już wiecie? Nie? A ja tak!
Zadajmy sobie krótkie pytanie: co teraz?

Sprawa in-vitro, związków partnerskich i tego typu kontrowersyjne (zwłaszcza w oczach Kościoła) zagadnienia. Wiecie, co słyszałam dziś w radio? Wypowiedź pani ze sztabu prezydenta elekta Dudy, która dotyczyła sztucznego zapłodnienia właśnie, a dokładniej pani ta stwierdziła na antenie, że prezydent Komorowski nie powinien podpisywać ustawy znajdującej się już pewnie u niego na biurku. Pomyślmy: dlaczego? Może wcale nie chodzi o to, że mamy już nowego prezydenta (bo przecież oficjalnie zostanie nim dopiero za kilka miesięcy) a o to, że pan Duda jako przedstawiciel partii ściśle z Kościołem związanej i przez Kościół popieranej zwyczajnie ustawę tę zawetuje, żeby wszystko było wg ich staroświeckich poglądów? 
Tak, uprzedzając komentarze - nie jestem za aborcją, nigdy bym tego nie zrobiła, nawet wiedząc, że dziecko mogłoby być chore. Ale odmawianie matce ostatniej szansy na zajście w ciążę (zwłaszcza, że nie każdy może zostać rodzicem adopcyjnym choćby przez głupie wybryki z młodości) jest moim zdaniem egoistyczne i staroświeckie.

I słuchając owej pani w porannej audycji kolejny raz przyszło mi do głowy, że tak będzie zawsze, ze wszystkim. Co w sejmie nie uchwalą, to prezydent odrzuci, bo będzie łamało jakieś tam zasady, których przestrzeganie jest DOBROWOLNE, bo konstytucja gwarantuje nam wolność wyznania.
A przedstawiciele partii prezydenta elekta - co nie od dziś wiadomo - dążyć będą do wprowadzania jak największej ilości zasad wiary katolickiej do życia Polaków, nawet tych niekoniecznie się z tą wiarą identyfikujących.
Na pewnym portalu czytając komentarze rzuciło mi się w oczy takie dość trafne moim zdaniem sformułowanie, że powoli będą nam robić z Polski 'katoland'. Nie, żebym miała coś przeciwko religii, ale nie wolno nikomu jej wciskać do życia na siłę. Krucjaty już były, dziękujemy.
Poza tym tylko patrzeć, jak z cienia wyłoni się pan Prezes, a zaraz za nim jeden z członków Komisji krzycząc: to był zamach! Zaprzysiężenie w sierpniu, czyżby powtórka z siedemnastego września nas czeka?
Żarty żartami, ale wiadomo jaka jest sytuacja na wschodzie. A z wiadomych powodów prezydent z owej partii nas od tego konfliktu nie oddala. 
Mam tylko nadzieję, że ludzie do wyborów parlamentarnych zdążą przejrzeć na oczy. Studenci przestaną się martwić, że pani profesor przedmiotu nie zaliczy jeśli nie podpiszą listy/nie zagłosują na jej kandydata.
A reszta... Pewnie niedługo przejrzą na oczy, zauważą, że to te same świnie przy korycie siedzą. 
Jeśli chcemy zmian, to nie JOWy nam potrzebne, tylko głosowanie jak w wyborach na radnych - na konkretną osobę, nie na partię. Wtedy można zaznaczyć kogoś, kto naprawdę coś będzie chciał zmienić, a nie tylko przerzuci swoje głosy na tego z najwyższymi numerami na liście swojej partii. Nie potrzebujemy zmiany na inną partię, której członkowie i tak już biorą spore sumki i na pewno ucieszą się z jeszcze większych, potrzebujemy świeżych ludzi, nie posłów, europosłów, tylko zwykłych robotników, którzy znają problemy danej dziedziny, którą mieliby się zajmować. Przecież i tak mają doradców i ludzi od wizerunku.

Żeby zakończyć optymistyczniej: jeden z moich ulubionych kabaretów, szkoda, że już razem nie grają. :<
Limo.:)
I fenomenalny Wojtek: "Polacy dziwny naród, mają w dupie orła, a klękają przed kaczorem". ;)



piątek, 15 maja 2015

Lista stu książek obowiązkowych wg BBC.

Post na ten temat po prostu nie mógł się nie pojawić u takiego mola książkowego jak ja! Zwłaszcza, że moje uzależnienie stale się pogłębia dzięki obecnej pracy i przekładaniu z miejsca na miejsce coraz ciekawszych tytułów. 
Z listą stworzoną przez BBC, czyli spisem książek, które każdy w swoim życiu przeczytać powinien spotkałam się już nie raz, jednak dopiero teraz wpadł mi do głowy pomysł, żeby rozliczyć się przed Wami - i przed sobą! - z liczby przeczytanych pozycji. 
Od razu zaznaczam, że nie będę traktować tej listy jak kolejnego wyzwania (obok Przeczytam więcej niż mam wzrostu i Przeczytam 52 książki w 2015r. z których rozliczenia dodam pod koniec roku).
Wiem, że to plan na lata, bo wiele książek jest ciężkich, a jeszcze więcej takich, które w ogóle w mój gust książkowy się nie wpisują. Ani trochę!
Wiem jednak, że czasem warto oderwać się nawet od ukochanej fantastyki czy kryminałów, które od pewnego czasu wkradają się przed moje oczy i w moje serce.
Trochę dziwi, dlaczego tak mało lektur omawianych w polskich szkołach znalazło się na tej liście, ale nie jest żadną tajemnicą, że dla mnie prawie wszystkie lekturowe pozycje to była kompletna nuda i wolałam poczytać coś 'swojego' przed lekcją języka polskiego.
Na dzień dzisiejszy z owej setki przeczytałam zaledwie dwanaście książek. 

Wiem, że to 'wyzwanie' na dłużej, na lata. 
Nie każdą książkę można 'wciągnąć' w jeden czy dwa wieczory, niektóre wymagają więcej czasu, uwagi, głębszych przemyśleń czy nawet cofania się o kilka rozdziałów żeby złapać utracony wątek.
Takie książki również lubię, choć ostatnio nie mam na nie chęci. Zbyt dużo się dzieje żebym chciała poświęcić czas na coś ciężkiego. Fantastyczne opowieści czy czytane jednym tchem kryminały są teraz dla mnie najlepszą alternatywą.

Zwłaszcza, że moje pisanie ostatnio rozwija się całkiem znośnie. 
Miałam nawet dylemat, czy założyć drugi blog z tekstami i próbować rozreklamować go dużo mocniej niż te moje prywatne wypowiedzi, ale ostatecznie stwierdziłam, że na jeden adres mam mało czasu, więc nie ma sensu myśleć o drugim. 
Poza tym prędzej czy później ktoś by te oba blogi połączył, a tego nie chcę.
Prawdopodobnie tutaj pojawi się osobna kategoria na tych kilka tekstów, a reklama nie jest jakimś wielkim priorytetem.


Listę dodaję jako osobną stronę, żeby z czasem nie zginęła w tłumie.


Przez nieuwagę dodałam wcześniej niedokończony post. ;o

niedziela, 10 maja 2015

Facebookowi (nie)znajomi.

Cichną ostatnie dźwięki "Wonderwall of broken dreams", a tuż po nich jeden z moich ulubionych utworów "Zobaczysz".
A kiedy ona Cię kochać przestanie zobaczysz noc w środku dnia, czarne niebo zamiast gwiazd...
Replay. Replay. I jeszcze jeden...
To przypomina mi, że w kopiach roboczych dalej czeka na dodanie moje TOP 10 ulubionych utworów... Doczeka się?
Pewnie tak, lecz nie dziś.
Szydełko. Słońce ogrzewające ciało. Soczysta zieleń, relaks dla oczu. Idealnie niebieskie niebo. Ciche bzyczenie pszczół. Krzew fioletowego bzu tuż obok huśtawki i unoszący się w powietrzu intensywny zapach. Jednak zrobienie tych mebli ogrodowych to był strzał w dziesiątkę.

Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk nowej wiadomości na Facebooku. Nawet zapomniałam, że jestem zalogowana - pewnie w pośpiechu go zminimalizowałam, bo chciałam sprawdzić, która godzina, albo przyszedł SMS. To musiało być dawno, bo nie kojarzę, żebym po południu otwierała tę aplikację.
Mimo panującej od dłuższego czasu mody Facebook nie jest dla mnie pożeraczem czasu. Wchodzę, sprawdzam nowe posty w kilku grupach, do których należę, czasem wymienię kilka wiadomości, ale nic poza tym.
Parę dni temu postanowiłam zrobić małe sprzątanie również wśród Facebookowych znajomych. Z zasady nie przyjmuję ludzi, których nie znam, ale było również kilkoro takich, których gdzieś tam kojarzyłam ze szkoły, ale po głębszym przemyśleniu doszłam do wniosku, że nawet nie mówiliśmy sobie cześć na korytarzu, więc po co te zaproszenia?
Wiele wyjaśnia się po spojrzeniu na ilość znajomych kolejnych usuwanych przeze mnie osób - osiemset, tysiąc, tysiąc sześćset... Rekordzistka miała ich dwa i pół tysiąca!
Wśród nich ja, ze skromną liczbą nie przekraczającą stu pięćdziesięciu.
Po co mi więcej?
Mimo pisania bloga, dodawania zdjęć na fotobloga nie mam parcia na popularność.
No dobra, może trochę, ale to bardziej fantazje o popularności mojej książki, którą kiedyś mam nadzieję wydać, albo grafik komputerowych czy gier, których chciałabym być autorką.
Sprzedawanie swojej prywatności za cenę jak najwyższej ilości lajków i komentarzy w ogóle mnie nie kręci.
Czasem się zastanawiam dokąd to wszystko zmierza...
Sprzedawanie swojego życia, nawet najbardziej intymnych szczegółów, seksualności. Dodawanie setek zdjęć dokumentujących każdą zjedzoną rzecz, wypite piwo, spotkaną osobę.
Świat wirtualny stanie się w końcu ważniejszy niż realny? A może już się tak stało, tylko ja, żyjąc w małej wsi, jeszcze tego nie zauważyłam?


Wybaczcie moją ostatnią nikłą aktywność. Większość mojego czasu pochłaniają poszukiwania nowego laptopa. Mam nadzieję, że na dniach decyzja zostanie podjęta i wrócę do normalnego trybu, bo nawet na pisaniu nie mogę się skupić, w głowie mam tylko parametry, konfiguracje, systemy, programy.
Blondynka informatyk? Papier potwierdzający jest, ale wcale się tak nie czuję, przynajmniej nie od strony sprzętowej, te zajęcia nigdy nie interesowały mnie jakoś szczególnie - zawsze wolałam tworzyć coś od zera. Chciałabym wrócić do grafiki, do kodowania. Nawet upatrzyłam już sobie kurs... Wszystko idzie w dobrym kierunku.:)

poniedziałek, 4 maja 2015

Zmiany, zmiany!

Wiosna już, zielony miesiąc maj...

Słońce świeci, kasztany kwitną, absolwenci szkół średnich zaczynają matury, a ja - porządki.
Na pierwszy ogień poszedł laptop, przypadkiem, po formacie, niby mam zamiar na dniach zakupić nowy, ale i temu staremu usunięcie nadmiaru danych przydało się, w końcu ma jeszcze posłużyć trochę reszcie rodziny.
Gdzieś tam z oddali woła do mnie zawartość szafy z ciuchami. Przejrzyj, poukładaj - słyszę każdego ranka, ale szybko wyciągam co im potrzebne i zatrzaskuję drzwiczki tłumiąc te głosy pragnące zapędzić mnie do porządków. Wiem, że prędzej czy później głosy staną się krzykiem, a może nawet będą próbowały wymóc na mnie porządki wyrzucając na głowę część zawartości szafy kiedy będę się spieszyć do pracy. 
Porządki dotarły i na bloga. Już od dawna marzyło mi się poprawienie wyglądu tutaj, ale nigdy nie mogłam się zebrać przyzwyczajona do widoku starego, który tak mocno kojarzył się z kopalnią, naszymi zjazdami pod ziemię, w ogóle z Nim...
Aż wreszcie trafiłam na to cudo. ;-)
Czerń i czerwień, kolory, które miałam wcześniej na blogu. Obrazek w nagłówku, który mimo tego, że z założenia ma kojarzyć się z malowaniem (przynajmniej nazwa szablonu na to wskazuje) przypomina mi trochę zdjęcia mojego Mężczyzny po skończonej szychcie. ;)
Na pewno trochę się zmieni jeszcze w kwestii elementów wyświetlanych na pasku bocznym, ale pomału wszystko będzie tak, jak chciałam.:)
Przynajmniej dopóki nie stworzę czegoś sama, niepowtarzalnego i pasującego do mnie w stu procentach.




Maj.
Wiosna. 
Nowe plany.
Nowe postanowienia.
Nowe znajomości.
Olać niepewność.
Kochać.
Wierzyć.
Wytrwać.
Poukładać w szafie.
I przestać zapychać Wszystko i nic.